Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    PODSUMOWANIE PERU, czyli tanio, zlodzieje, piekne kobiety i jeszcze tyle miejsc do zobaczenia..
Zwiń mapę
2009
01
lip

PODSUMOWANIE PERU, czyli tanio, zlodzieje, piekne kobiety i jeszcze tyle miejsc do zobaczenia..

 
Kolumbia
Kolumbia, Bogotá
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20743 km
 
(P.)
Dojechalismy juz do Bogoty, ale o tym bedzie pozniej. Na razie moge powiedziec ze jestesmy cali i zdrowi:)

LUDZIE:
Mysle, ze Peru nie rozni sie wcale tak bardzo od innych krajow, a raczej peruwianczycy, jakich tu spotkamy. Pierwsza spora czesc jaka sie tu "rzuca" w oczy, a raczej widac jak oni "rzucaja" oczami na nasze plecami, kieszenie i takie tam, to zlodzieje. Jest ich sporo. Kolejna grupa, to ludzie ktorzy powinni nas chronic przed tymi pierwszymi, czyli: policjanci, zolnierze, ochroniarze. I tych jest na prawde sporo i wszedzie, moze nie tak duzo jak w Kolumbii, ale raczej kazdy bank w Peru na wejsciu ma swojego "wojaka" w kamizelce i z karabinem albo shotgunen w rece. Kazdy targ ma swojego ochroniarza z pala i bronia krotka. Jest ich na prawde niemalo, dlaczego wiec tylko w Peru mielismy "zle" przygody? O tym pozniej. Poza tym na dyskotekach w Limie mozna spotkac niemalo "kobiet lekkich obyczajow", zazwyczaj sa to dziewczyny ktore na codzien mieszkaja w najbiedniejszych dzielnichach Limy, a jak sie zbliza noc, a juz weekend to na bank, wala na Calle de Pizzas bo wiadomo ze tam bawia sie wszyscy gringos. Pozostali Peruwianczycy to normalni i zwyczajni ludzie. Z takimi mozna napic sie rumu w ksiegarni, porozmawiac o II wojnie swiatowej, o tym dlaczego w Peru jest tak jak jest. A z normalnymi Peruwiankami mozna tez nawet potanczyc, napic sie piwa, a na koniec zorbic o 4 nad ranem polskie danie w ich domu...:)

Mozna tez podzielic Peruwianczykow na trzy inne grupy, i ten podzial jest na prawde widoczny w ich mentalnosci, zachowaniu i urodzie rzecz jasna: na tych ktorzy mieszkaja nad morzem, na tych ktorzy mieszkaja w gorach i tych co w Amazoni. Ci nadmorscy (choc glownie opieram sie na Limie, a to stolica wiec troche zameca obraz), sa jakby... najnormalniejsi, najblizsi nam. Zyja w duzych miastach, ktore wbrew pozorom nie sa przy tym tylko sporym zgrupowiskiem ludzi, ale na prawde metropoliami, jak juz gdzies mowilem, to nasza stara Warszawa, to taka wioska troche jest przy Limie...

Taka mala dygresja: 21 czerwca do Limy przylecial moj kolega Kamil, razem z Jarkiem przyjechali do Peru wspinac sie na jakas gore ktorej nazwy juz zapomnialem. Tak czy siak, siedzimy sobie w taksowce we czterech i kierowca nas zagaduje:
- A co produkuje Polska? - w sensie jakie macie fabryki rodzime fabryki. No i nas zabil chlop jednym pytaniem. Ja coby ratowac honor, mowie:
- Samochody, Opla mamy w Gliwicach - na co chlopaki z tylu po Polsku do mnie:
- Heheh, co ty ku**a, my go tylko skladamy. Nie mamy fabryki samochodow.
No to mowie do kierowcy:
- Jednak nie mamy fabryki samochodow.
Tak wytezylismy mozgi i myslimy co my tam takiego produkujemy, Kamil sie wyrwal i mowi ze opaski. No i moze to prawda, ale jak ja mam wytlumaczyc po hiszpansku kierowcu w Limie ze Polska jest sporym producentem opasek uciskowych?.... A poza tym to po tym Oplu gliwickim by troche smiesznie wygladalo....
No i dalej tak myslimy, myslimy. I nic. Nie mamy rodzimego przemyslu, polskiego kapitalu... Wszystko sprzedane, albo juz nie istnieje.... Ehh... Zostalo nam tylko hodowanie jablek i uprawa ziemniakow... Koniec dygresji.

Ci co mieszkaja w gorach, takich znamy najlepiej z Cusco, to taka (jak dla mnie) lzejsza odmiana gorali z Bolivii, fakt sa bardziej przyjazni i sympatyczni. Jednak mam wrazenie ze Peruwianczycy wiedza, ze klienta trzeba sobie "urobic", tymczasem Bolivijczycy wciaz maja to w... glebokim powazaniu.

Ci co mieszkaja w Amazoni, to sa najbardziej "wyluzowani", nikt im niczego nie zabrania. No bo i jak? Siedza sobie w jungli, poluja na malpy, aligatory, papugi. Pija ayalasko, pala marichuane, a od czasu do czasu moze i coce. Wszystko czego im potrzeba do zycia daje im jungla. Jak taki wielki sad, idziesz zrywasz, gotujesz i jesz.
W Iquitos mimo tego, ze jest niemalym miastem ta mentalnosc, te wyczuwalne pozwolenie na wszystko na co sie ma ochote takze jest wyczuwalna. No i w Iquitos zyja na prawde ladne dziewczyny.... :) Jak dla mnie to Lima to jest takie fajne miasto do zycia, a Iquitos to na wakacje :)

TRANSPORT:
Genaralnie razem z Karolem to sie przemieszczlismy chyba wszystkimi publicznymi srodkami transportu, jakie sa dostepne w Peru, poza avionetka na Nasca np i samolotami, ale przeciez to nie dla nas :) (oczywiscie spodziewam sie, ze zaraz ktos doda cos czym mozna sie jeszcze przemieszczac, apeluje jednak o merytoryczne uzupelnienie, a nie np "jechalem z Pucallpy do Limy, hulajnoga"....:)

Lancha - zazwyczaj (choc plunelismy tylko raz, to mnostwo tego zlomu widzielismy w Iquitos) to taka sporych rozmiarow metalowa barka, i teraz w zaleznosci od tego czy jest bardziej pasazerska czy towarowa to tyle ma nadbowki, mysmy plyneli taka co jak na moje oko byla bardziej pasazerka, ale oczywiscie miala tez niemalo cargo na pokladzie. Sama lancha, jak nikt nie plynal, to polecam, ja w kazdym razie juz bede unikal tego srodka transportu, bo jest tam cholernie nudno. Ale moze to tez byc dobry sposob na odpoczywanie, np po tygodniu w jungli, wylegiwanie sie w hamaku przez 5 dni. Poza tym jak juz pisalismy jest tam troche zlodzei, a najwieksi to zaloga. Zarcie jest kiepskie. Silniki wyja przez caly czas przez co jest na maksa glosno i trzeba do siebie czasem krzyczec. Lajba drzy jak galaretka. Ehh, ale fejnie bylo :)

Canoe - drewniana dlubanka (wiem ze istnieja conajmniej dwa rodzaje: Ekwadorska i Peruwianska, ale jeszcze nie ogarnalem czym sie roznia...) z wioslami. Liczba wiosel zalezy od liczby osob na pokladzie, a tych razem z towarem czasem jest tak duzo ze burta jest nie wiecej jak 5 cm powyzej lustra wody. Niezastapiony srodek transpoortu w juzngli, szczegolnie na malych rzeczkach, jest bardzo zwrotna (choc to zalezy od jej wielkosci rzecz jasna) i co nie bez znaczenia - cicha, wiec mozna z niej polowac.

Pekep peke - canoe z silnikiem.

Canoe dunsko-polskie - to chyba wszycy widzieli :) Niezastopione podczas splywow, i dla bialasow, ktorym skora schodzi po 2 dniach tej "lampy" na rzece. Poza tym jest na tyle solidnie zbudowane, ze nawet zajebiste konary wystajace z wody nie sa w stanie jej nawet zadrapac, ani wiry wodne (taka dziura w wodzie, co powstaje w jakies 5 do 10 sek i jest dosc gleboka, najwieksza jaka widzialem miala ok 1,5 m..).

Szybka lodka - sluzy do szybkiego przeemieszczania sie w Amazoni, jest na prawde szybka. Mysmy wioslowali 7 dni z Pantoja do Copal Urco, a ten wspomniany Niemiec, Falc Arnold wynajal sobie lodz, szybka i doplunal tam w 2 (niecale) dni...

Istnieja jeszcze takie inne lanche, co wygladaja jak wodny woz drzymaly, albo takie chatki cyganskie. Ludzie tam sobie zyja i podrozuja tym. Mysmy nieskorzystali.

Autobusy - jak dla mnie wiekszosc znakomita to takie "krazowniki szos", wielkie, milon razy bardziej wygodne niz w Pl, i przy tym troche tansze: za 20 h w busie zaplacilismy 110 zl... ponad 1000 km... Kiedys sobie to juz liczylem, i wyszlo mi, ze na 3 miesiace w AP to 2 tygodnie spedzilismy w busach...

Taksowki - zazwyczaj zolte, choc zdazaja sie i innych kolorow, ale takie to juz dla wyjadaczy, bo te inno kolorowe to czasem bez nalepek sie zdarzaja, wiec jest ryzyko ze nie pojedziemy tam gdzie bedziemy chcieli. Ale jezeli chodzi o nas to mysmy nigdy nie ufali taksowkarzom, z reszta NIGDY nie ZAUFALISMY tak na prawde nikomu poza soba, i dlatego "arma" zawsze byla w kieszeni :) Z naszysz spostrzezen wynika ze im mniej taksowkarz zagaduje pasazerow, najlepiej jak w ogole nic nie mowi, to jest tym bardziej uczciwy, ale o tym dla czego to potem... :) I to sie tyczy tylko Peru.
Poza tym taksowki jezdza praktycznie wszedzie gdzie sie zachce, po bezdrozach, w najwieksze zadupia, a jak jest wiecej niz 4 pasazerow, to nie ma problemu. Mysmy najwiecej jechali w szescioro + taksowkarz.
Jednak genaralnie, jak tak sie czlowiek przyzwyczai to jest to straszny porzeracz kasy. Bo sobie mysli: a tam 1 sol, i takich kursow dziennie kilka to sie juz zbiera. Owszem sa miejsca gdzie jest w cholere daleko i trzeba wziac takse, bo sie nie chce z plecakami dylac, albo jest juz noc i tak nie najmadrzej isc przez miasto, albo jestesmy w Bolivii, i przejsc 10 metrow nie mozemy bo jest cholernie wysoko, co dopiero isc z buta na drugi koniec miasta.

Mototaxi - to te smieszne motory z kabina dla pasazerow w Iquitos. Generlanie to swietna przygoda, wiatr we wlosach, i swoboda w ogladaniu miasta, i jego mieszkanek. Goraco polecam, no i jest tanie :)

Motor - ja nie korzystralem, ale Karol z Cameronem w Rurenabaque tak. Ponoc bylo ciekawie :)


UZYWKI:
A wiec, tak sobie mysle ze jak ktos przepada za Bobem Marleyem, to niech spakuje plecak, zabierze ze soba mp4 albo mp3 i jedzie do Peru.
Tutaj podobnie jak z jazda po ulicach, wszystko jest mozliwe, a ze Peru jak wszystkie amazonskie kraje... posiada kawalek Amazoni. A tam jest na prawde wszystko mozliwe. I w kazdym z tych krajow jest uprawiana coca....

Marihuana - ide sobie ulica w Limie, podchodzi gosc, otwiera portmonetke i pokazuje ziolo. Czy chce kupic? Generalnie zaopatrzenie maja tutaj bardzo dobre.

Coca - jestesmy na dystkotece w Limie, podchodzi do mnie OCHRONIARZ, pokazuje mi woreczki z cocaina...

Przypuszczam, ze zakupienie innych specyfikow to tylko kwestia czasu...

Ayalasko - (wciaz zapominam jak sie to pisze...), taki specyfik halucynogenny produkowany przez Indian amazonskich, ponoc bomba jest niesamowita...

Rum - bardzo tani, ok 12 zl za litr, i przy tym na prawde dobry, a z kola to juz w ogole....

Piwo - najtansze jakie znalezlismy to 3 sole za 0,5 litra, czyli drogie... A w smaku... Raczej bez porownania do polskich piw.

Wodka - nie pilismy, w koncu jestesmy z Pl, a u nas maja najlepsza. Wiec po co sie truc?

Wino - tez nie pilismy, bo i po co sie truc? :P

Pisco - taka wodka o dziwnym, niepowtarzalnym smaku, ale ta niepowtarzalnosc dl;a mnie polegala na tym ze pilismy to tylko raz.... Mimo ze bylo tanie...

Aguardiente - w Kolumbii z Grzeskiem jak dobrze pamietam raczylismy sie takim ze sklepu, z oryginalna zakretka i takimi tam.... W Peru na Napo, kazda wieksza wioska ma swoja "rozlewnie". Nie wiem jak oni to produkuja ale kupuje sie na polowki, 0,5 litra 2 sole (ok 30 woltow ma). Pan nalewa z beczki do buteleczki, ktora sie mu przynosi.






(K) ZAKUPY, czyli SKLEPY: otoz jadac z Kolumbii, do Ekwadoru, a potem do Peru ceny takich roznych gowienek na reke, czy szyje spadaly..oczywiscie potem w Boliwii bylo jeszcze taniej niz w Peru, ale Peru bylo tansze niz dwa poprzednie kraje. Np w Iquitos mieli duzo takich kosci i zebow na szyje co sobie mozna bylo pozawieszac, duzo i tanio - jak sie pozniej okazalo. W innych czesciach Peru trudno bylo to potem dostac, a jak bylo to drozsze niz w Iquitos. No nie dziwne, w koncu Iquitos to jungla, wiec takich zebow to mieli na peczki:) zjezdzilismy duzo miast w Peru: Lima, Iquitos, Pucallpa, Ica, Arequipa, Puno, Cuzco..w kazdym z tych miast mozna kupic praktycznie wszystko rekodziela, ale najtaniej, zdecydowanie najtaniej bylo w pewnym sklepie w Limie, a wlasciciwe to nie byl sklep, tylko takie mini centrum i wiele sklepow, a w kazdym z nich praktycznie to samo: figurki, dywaniki, sweterki, wisiorki, kolczyki, bransoletki, pierscionki, lamy, kapelusze, breloczki..co tylko mozna sobie wyobrazic, a potem to sprzedac, to oni tu mieli:) i to kilkukrotnie tansze niz w innych czesciach Peru..ba!mieli tansze rzeczy niz na Targu Czarownic w La Paz, czyli tam gdzie ponoc jest najtaniej:) my mielismy to szczescie, ze market ten odkrylismy juz podczas pierwsze wizyty w Limie, a wiec jadac dalej do Boliwii wiedzielismy co kupowac, bo jest tansze, a czego nie, bo wracajac kupimy sobie to w Limie..

pisalismy juz o tym, ze na ulicach spotkac mozna pelno ludzi sprzedajacych swoje towary..sa to zwykle bardzo barwne postacie i przyjazne:) wielu z nich, jesli nie wszyscy nawet, w ten sposob zarabia na zycie, podrozujac ze swoim towarem po roznych miastach, a nawet panstwach Ameryki Pld. Nie wygladaja oni na ludzi zamoznych, jednak potrafia cieszyc sie tym co maja..kontakt z ludzmi, muzyka, zajmowanie sie tym co sie lubi, podrozowanie, a przy tym mozliwosc zarobienia grosza..to im wystarcza. Niektorzy maja do tego rodziny na utrzymaniu, jak np. Markus z Iquitos, zajbisty gosc, przez co ich sytuacja wydaje sie byc troche mniej kolorowa..inny gosc z Iquitos, ktorego imienia nie pamietam, ale mamy z nim zdjecie na blogu, sprzedal mi kilka rzeczy bardzo tanio, za co mu serdecznie dziekuje..:) byl strasznie chudy..watpie, ze taka ma posture ciala, po prostu nie stac go bylo na jedzenie, przez co chodzil zwykle glodny..pewnego dnia poszlismy sobie do niego usiasc na ulice, pogadac, pokazal nam swoje dziela, opowiedzial to i owo..Piotrrek kupil kilka kawalkow babki, od goscia ktory chodzil po ulicy i sprzedawal, i gdy dal temu naszemu przyjacielowi kawalek ten bardzo sie ucieszyl i zjadl, tak jakby od kilku dni nie mial nic w ustach..i do tego bardzo serdecznie podziekowal, jakbysmy mu zycie uratowali..niesamowite.

kiedys z ciekawosci zapytalismy goscia w Copacabanie, nad Titicaca, ile wart jest caly towar z jego sklepu. A sklepik byl naprawde ladnie zaopatrzony w te wszystkie naszyjniki, bransoletki, korale, wisiorki i inne..dodam, ze nie byl to sklep uliczny (czyt. chodnikowy), tylko normalny lokal z towarem..rzucilismy mu kwote 10000PLN (oczywiscie w jego walucie), na co on zamysliwszy sie odpowiedzial, ze MALO..no niech mu bedzie malo, niemalo..nawet jakby to wszystko mialo kosztowac troche wiecej, to w Polsce moznaby na tym zbic niezly interes..za pare lat sie za to zabierzemy:p

TRANSPORT: chcialbym tylko dodac o tym motorze w Rurrenabaque, co z Cameroonem jezdzilem..:) otoz popilismy troche i zachcialo nam sie pojechac na tzw. Mirador, czyli punkt widokowy, na ktorym byla akurat tego dnia jakas impreza - dla gringos..coz nie mielismy pojecia co nas tam moze spotkac, wiec postanowilismy zaryzykowac i pojechac..:) bylo jakos kolo 23..wyszlismy na ulice, zlapalismy pierwsza, lepsza taksowke (czyt. motor) no i mowimy, ze tam i tam chcemy jechac..on oczywiscie ze ok, ze nas zawiezie, ale ze pozno jest to bedzie nas to kosztowac bodajze 20 bol (juz teraz dokladnie nie pamietam, ale wiem ze bardzo duzo zawolal)..my pijani, wiec mowimy dobra czemu nie..warto dodac, ze normalny kurs kosztuje jakies 3-5bol maks w dzien, w nocy moze 6-8..:> no i zapakowal nas na motor, obu razem!:)i jedziemy po tym miescie, za miasto w sumie, az dojechalismy do takiego wzniesienia no i on mowi do mnie, czy poczekam tu na dole, bo we dwoch razem nie podjedziemy bo motor nie da rady, wiec najpierw zawiezie Cama na gore, potem po mnie wroci:p dobra mysle sobie, jedzcie - poczekam..tak wiec zawiozl jego, po kilku minutach wrocil po mnie..a tam na gorze?to juz inna historia..powiem tylko, ze nic ciekawego..zaplacilismy po 30 bol za wstep, wypilismy piwo, bylo moze z 15 osob, wiec po godzinie postanowilismy wracac..Cam spal juz na stojaco, nie bylo z nim zadnego kontaktu:) kolejna taksa..tym razem zaplacilismy normalnie: po 7 bol kazdy i do tego dwoma motorami, czyli jak ludzie, a nie jak przedtem:P

tak wiec z tymi motorami tu jest tak, ze jedzie tyle osob ile sie zmiesci..policja oczywiscie nie reaguje, jak jada wiecej niz 2 osoby, kaskow tez ludzie nie maja, bo goraco to tylko by sie upocili:p wypadkow nie ma, bo tutaj kierowcy naprawde stosuja zasade ograniczonego zaufania na drodze..przyklad:
wyjezdzamy taksa z podporzadkowanej, chcemy skrecic w lewo..z prawej strony jedzie auto, ma wlaczony prawy kierunkowskaz, czyli bedzie skrecac na naszym skrzyzowaniu w prawo, wiec teoretycznie mozemy jechac..tak by bylo w Polsce. a tu?taksowkarz nauczony doswiadczeniem, wie ze wlaczony kierunkowskaz wcale nie oznacza checi zmiany kierunku jazdy..moze po prostu przez przypadek mu sie wlaczyl, albo zapomnial wylaczyc, albo lubi jezdzic z kierunkowskazem..:) no i grzecznie czekamy co zrobi tamten samocho: czy skreci, czy pojedzie prosto. Skrecil. Wiec jedziemy. U nas kierowca juz by dawno wyjechal.. a co by sie stalo jakby tamten nie skrecil? to sie nazywa brak wyobrazni i przez to u nas sa wypadki a u nich nie ma..albo jesli zdecydowanie mniej - bo kazdy mysli na drodze i stosuje zasade ograniczonego zaufania...:)

inna sprawa, ze w Peru kierowcy sa po prostu mistrzami!jestem ciekaw jak wyglada tutaj nauka jazdy..?w kazdym razie maja tak opanowana umiejetnosc prowadzenia samochodu, jak niejeden rajdowiec w Europie:D gdy wyjezdzalismy z Limy to jechalismy z takim taksowkarzem, ktory manewrowal miedzy samochodami jak w Szybkich i Wscieklych..zmiana pasa, lusterko, migacz, gaz, hamnulec, pieszy, swiatla - wszystko to ogranial w ciagu sekundy!do tego znal jakies skroty zeby ominac korki, ktore paraliuja miasto po poludniu..mistrz po prostu: zawiozl nas na dworzec przed czasem:) a ja myslalem, ze dobrze jezdze..ale w porownaniu do niego to jestem po prostu amatorem:p moze Holowczyc by mu dorownal?nie wiem, ciezko stwierdzic...:p


JEDZENIE: no coz, ja jakos specjalnie za kuchnia poludniowo-amerykanska nie przepadam..jak dla mnie to oni jedza tutaj w ogromnych ilosciach ryz i kurczaki. A ze ryzu nie mozna za bardzo przyrzadzic na kilkadziesiat sposobow jak naszych ziemniakow, to zarcie wydaje sie byc monotonne..kurczaki to w kazdym wiekszym miescie mozna kupic takich specjalnych jadlodajniach, ktore nazywaja sie np. Mr. Pollo, czyli Pan Kurczak:) no i tam idzie taka cala rodzina peruwianska, ta bogatsza, bo to tanie rzeczy nie sa, i sobie zamawia np calego kurczaka, do tego kopiec frytek i surowke..albo 1/2 kurczaka, albo 1/4, albo 1/8, czyli nozke:)

no wiec, jedza te kurczaki, do tego miesa duzo, takiego smazonego prosto na oleju, bez panierki..twarde zwykle jest, ukroic tego nozem nie idzie, pogryzc tez trudno..;/no jedza tez seviche, czyli surowa marynowana rybe z limonka - sprobowalismy zeby nie bylo, ale rewelacji nie ma, przynajmniej dla mnie. Mi smakowalo tzw. Lomo saltado, czyli miesko z cebula, pomidorkiem, papryczka..taki gulasz jakby po prostu:P no i to z ryzem bylo bardzo dobre..oprocz tego to wiadomo na ulicy mozna kupic rozne takie frykasy: hamburgery, empanady (ciasto w ksztalcie przerosnietego pieroga, a w srodku kurczak, albo ser albo co tam akurat baba ma to wrzuca..)..soki tez maja, ale nie takie w jak w Kolumbii..:)

oczywiscie chinskie restauracje tez sa, no i tam jak sie zajdzie to wiadomo czego sie mozna spodziewac, bo w kazdym miejscu w AP zarcie smakuje tak samo - tak jak w Mc Donaldzie:) i tanie w miare 7-8soli, a jedlismy tez za 14, albo za 6..zalezy jakie miasto, jaka dzielnica..
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Ja:)
Ja:) - 2009-07-01 20:06
Uff..przeczytalam z zapartym tchem...mam nadzieje, ze znowu gdzies wyruszycie..:)))
Czyta sie to wszystko...naprawde jak ksiazke, obrazy smigaja przed oczami:))

Pozdrowka
 
Bartek
Bartek - 2009-07-01 23:08
tak się zastanawiam co my polskiegowtej Polsce produkujemy...żubrówka, żołądkowa, wyborowa....nic innego nie przychodzi mi do głowy :p
 
Michal
Michal - 2012-06-25 21:28
nie doceniasz tego, co jest w peru. w kazdym kraju sa zlodzieje... nie czytalem calego tekstu, bo nie chce sie denerwowac. glupoty w pewnych kwestiach piszesz. a jak juz cos piszesz na forum, to sie do tego chociaz przyloz, bo ludzie czytaja.
 
Seba
Seba - 2012-11-16 23:40
Mi dzisiaj ukradli w Ciscoi, w Peru plecak z dwoma kamerami, GPSem, krotkofalowkami i masa jakiejś drobniejszej elektroniki. Rzecz stała sie na dworcu autobusowym w godzinach porannych. Ubezpieczenie podróżne mam, ale nie wiem ile uda sie odzyskać (na pewno będzie dużą strata). W plecaku było w sumie rzeczy za około 3000Eur, a ubezpieczyciel deklaruje max na 250pEur. Uważajcie, ja na mój plecak nie patrzyłem przez około 10sekund.
 
mama
mama - 2012-12-07 22:36
Seba,nie jestes jedyny, ktorego okradli, wczoraj mego syna i jego kolegow takze okradli , zostali w samych szortach,bez kasy, paszportow , plecakow, faceci byli z pistoletami, musieli oddac wszystko.jestem zrozpaczona, ale to byla podroz jego zycia,
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010