(K) dobra, mam chwile czasu to moge skrobnac pare slow odnosnie Boliwii, tzn troszke ja podsumowac, bo juz nas tam nie ma od kilku dni, wiec najwyzszy czas:)
TANIO: choc dla nas, przyjezdzajacych z Peru, nie bylo az tak wielkiego szoku, jak dla tych, ktorzy jada z Chile czy Brazylii, bo wtedy roznica w cenach jest kilkunastokrotna ..natomiast Peru tez jest w miare tanio, ale mimo wszystko Boliwia tansza..przykladowe ceny: Coca Cola 2litry - 3zl, fanta 0,2 - 70gr, hamburger na ulicy - 1,7zl, godzina internetu - 50gr - 70gr, nocleg 15-30zl, piwo 0,66 - 5zl (piwo akurat maja drogie), rum (wyorny) 1l - 15zl, kolczyki (oczywiscie robione reczne) - 1-5zl (roznica 5krotna, oczywiscie mowie o tej samej parze, ale np. w Sucre, La Paz czy w Potosi..), pizza na ulicy: 3,5zl, frzyjer (broda+glowa): 7-8zl
generalnie jest duzo taniej niz u nas, co sie czuje wychodzac na obiad, za ktory placi sie 2zl (raz tak jedlismy, bo nas Marcin zaprowadzil do miejscowki, gdzie sie lokalsi zywia..owszem tanie to bylo, ale warte swojej ceny i ani grosza wiecej), normalnie placi sie 5zl i to juz naprawde dobre i duzo. co do benzyny to nie pamietam ceny, ale ciekawe jest ze maja tylko 84 i 90-oktanowa, a nie jak u nas 95, 98..
AUTOBUSY: autobusow to oni dobrych nie maja (w przeciwienstwie do luksusow w Peru czy Kolumbii. Smiem twierdzic, ze zaden z autobusow, ktorymi tu jechalismy nie mial klimatyzacji..co paradoksalnie bylo lepsze, bo przynajmniej bylo w miare cieplo, bo kierowcy nie robili lodowki w nocy:p jednak to czy autobus posiada klime czy nie, to tez swiadczy o jego klasie..a te pksy klasy ewidentnie ne mialy:) najgorsza droge, czyli z LA PAZ do Rurre, pokonywalismy autobusem dosc ubogim w jakies wygody..no bo po co puszczac dobry autobus na trase, z ktorej niewiadomo czy wroci, bo czasem sie moze ze skarpy spier..wiec daja jakies graty, zeby wielkiej straty nie bylo:) na krotkie trasy puszczaja tutaj takie autobusy jak u nas pksy, te lokalne czyli bez szalu..siedzenia sie tylko 120* rozkladaja (w autobusach typu semi-cama, czyli pol-lozko jest 150*, a w camach 180*), ceny biletow sa proporcjonalne do wygod, ktorych mozna oczekiwac od autobusu - placi sie tanio to i jedzie sie niezbyt wygodnie..proste.
UBRANIE: kraj gorzysty, zimny to i ubierac sie trzeba cieplo. Bardzo duzo kobiet, szczegolnie starszych nosi te swoje smieszne meloniki..na plecach obowiazkowo taka duza, kolorowa chusta w ktorej przewaznie nosi sie dobytek albo dziecko. na nogach grubasne rajtuzy, co by nie przemrozic, a na d...kilka grubych spodnic!tak kilka!przez co wygladaja wszystkie te kobiety tutaj grubo:/ te mlode tez tak sie nosza, przez co traca na atrakcyjnosci, nawet jak ladne sa..no ale dziwic im sie, zimno im, to sie ubieraja:) faceci tak bardziej normalnie wygladaja, nie maja jakichs specjalnych gadzetow, wielu nosi kapelusze w miare normalne, takie jak znamy w Europie, na plecach niczego nie targaja, bo od tego baby sa :p brody tez zaden nie nosi..
ZAKUPY: ja to mam chyba cos z pieniazka, celi i innych - lubie lazic na zakupy:) najgorsze, ze zwykle to co kupie to mi sie nigdy nie przyda albo przyda raz i potem lezy..dlatego wzialem sie na sposob i nie kupuje dal siebie, tylko dal innych!lepiej jak u innych bedzie lezec:p hehe..tutaj jest tak tanio, ze jak sobie pomysle ile pierdol kupilem za 10 zl, a ile kupilbym w Polsce..to normalnie smutno sie robi..Pieniazek, Cela, Czarna, Dominika - WY to byscie tu mialy raj..kolczyki po zlotowce, naszyjniki z kamieni po 10zl, niezliczona ilosc pierscionkow, bransoletek, wisiorkow..tanie jak barszcz..kupilbym wam cos, ale tak sobie mysle, ze..sciagac nie dawalyscie..ze w Darnkowie opierd..zebralem, ze egzaminow nie zaliczalem przez was, bo zawsze to ktoras na impreze wyciagnela i nie mialem szansy sie uczyc..ze na Rysy wchodzic nie chcialyscie..inne rzeczy bym jeszcze znalazl pewnie, wiec same widzicie nie zasluzylyscie na prezenty!:P hehe..ale dam wam kilka adresow do tanich sklepow, takze jak tu przyjedziecie to bedziecie wiedzialy gdzie uderzyc..buahaha. dobra, pomysle o Was.
JEDZENIE: coz, jedzenie podobne jak wszedzie..ryz, kurczak, ewentualnie filet z kurczaka, jak sie ma szczescie i serwuja, duzo chinskich, gdzie na chyba na calym swiecie serwuja to samo jedzenie o identycznym smaku, oprocz tego hamburgery na ulicy, czyli rzecz, ktora podobala nam sie najbardziuej:) mozna sobie zamowic hamburgera z kotletem (takie cos jak u nas w biedronce, co sie szumnie nazywa RUMSZTYKIEM), z miesem (plat miesa podsmazony na oleju), z parowka (smazona w glebokim oleju, pokrojona w plasterki)..do tego frytki, a raczej papas fritas, salatka (cebula+pomidor)..i to wszystko w zaleznosci od zawartosci kosztuje 3-6 boliwanow, czyli 1,5-3zl:) ja sie zje takie dwa, to jest dobrze, a jak sie zje trzy to juz sie jest bardzo pelnym, przynajmniej ja jestem:) ciekawe jest, ze owe hamburgery mozna kupic tylko wieczorem, no w i nocy oczywscie..w dzien ich nie ma..zainteresowalo nas to, czemu tak jest i sie pytamy jednego lokalsa, co sie w tej budzie akurat stolowal, czemuy to tak jest:
- Czemu te budy z hamburgerami pojawiaja sie dopiero wieczorem - z zainteresowaniem w oczach zapytalismy?
- Bo nie ma pozwolenia, zeby sprzedawac w dzien - mowi.
- Kto nie pozwala? - sie zaciekawilismy.
- Rzad - odparl krotko, acz dobitnie.
- No ok, ale dlaczego nie pozwala?
- Bo to niezdrowe jest..
¨No dobra myslismy sobie, a jesc na noc takie swinstwa to zdrowo jest?cos tu nie gra..¨
No i probujemy dalej go za jezyk ciagnac:
- No ale lepiej to by bylo jesc w dzien, bo mozna latwiej przetrawic i sie zoladek w nocy nie meczy, prawda? - stwierdzilismy oczywista oczywistosc.
- No tak - odparl po raz drugi, krotko acz tresciwie, potwierdzajac oczywista oczywistosc.
- Wiec dlaczego nie ma budek w dzien, tylko w nocy sa? - pytamy juz zupelnie skonsternowani.
- Bo nie ma pozwolenia w dzien..
Uznalismy, ze dalsza dyskusja nie przyniesie nam zadnych nowych informacji ta zagadka pewnie pozostanie dla nas nierozwiazana:)
(P.)
Czyli o tym czego zapomnial dodac Karol, a co mi przyszlo do glowy:
TURYSTYKA (szeroko pojeta....):
Jak bylismy w Kolumbii i zachcialo sie nam z Grzeskiem wlezc do tej "zaginionej" (tylko ze kazdy do niej zna droge...) wioski w Tyronie, to nikt nam nie robil problemu tylko wskazywal jak isc. Jak nam sie zachcialo splynac canoe po Rio Napo w Peru to nikt nam nie mowil o niebezpieczenstwach (bo chcieli zebysmy od nich kupili te cholerne canoe... w sensie duzo za nie przeplacili...) i ze nie mozemy plynac sami, tylko po prostu sprzedali nam canoe i powiedzieli jak plynac - czyli z pradem.
A w Bolivii? O ku..., idziemy do agencji ktora organizuje zjazd rowerem do Coroico, czy mozemy wynajac rowery (choc i tak tego nie chcielismy zrobic bo do miejsca gdzie sie zjezdza trzeba jeszcze autem jechac 3 h...)? Oczywiscie: nie. Jestesmy w Uyuni, chcemy jechac na Salar, sami. To niemozliwe, bo nikt nie wynajmuje jeepow. Czyli generalnie jak sie chce cos zrobic w Bolivii, to nie ma innej opcji (znaczy jest ale o tym za chwile:) jak pojsc do biora i wykupic sobie jakis tour. Inna sprawa, ze na prawde warto, i choc zazwyczwaj unikalismy takiego "turystycznego" podchodzenia do sprawy, to musze przyznac, ze te "wycieczki" byly na prawde niezle. A co robilismy i za ile?
1. Coroico, caly dzien. Rano sniadanie, potem 3 h w busie, zjazd ok. 60 km z 4700 na 1500 m.n.p.m., potem obiad, calkiem smaczny i powrot do La Paz. Cena zalezy od reoweru jakim sie jedzie, czyli jego klasy. Ja wybralem taki slabszy i zaplacilem bodajze 280 bol a Karol taki wyczesany, i zaplacil cos kolo 400 bol.
2. Rurenababaque, czyli kojejne miejsce ktorego w ogole nie bylo w planie, a okazalo sie niesamowita przygoda. Zaczyna sie w Rurenabaque (miasto), potem 4 h w jeppie, a potem to juz 3 dni i 2 noce w srodku bolivijskiej pampy, jak to juz Karol gdzies tam napisal - aligatory na wyciagniecie reki. Jedzenie (na prawde niezle) i spanie wliczone w cene, ktora wynosi 480 bol. Czyli jakies 220 zl....
3. Salar de Uyuni, 3 dni w jeppie, 2 dni w zimnych schroniskach. Ale za to jakie widoki... Hmmm... Palce lizac, zwlaszcza geograficzne, a geomorfologiczne to juz nie wiem... Gejzery, wulkany, salary, laguny, wody termalne... Flamingi, lis (pewnie jest ich wiecej ale widzielismy tylko jednego...), jakies orly... Sporo tego. Za 485 bol jedzenie (okrutnie niedobre) i spanie wliczone.
Dlatego nastepnym razem (bo oczywiscie kiedys on nastapi, ale jeszcze nie wiem kiedy), to zaopatrze sie w jakis taki stylowy motor i bede sobie sam jezdzil gdzie mi sie zywnie podoba w Bolivii :)
LUDZIE (boliwijska mentalnosc):
Wiekszosc Bolivijczykow mieszka na wysokosci grubo ponad 3000 m.n.pm., wiec sa bardzo pragmatyczni: cieplo sie ubieraja i coby nie temperatura ciala nie spadala za szybko, prawie wcale albo na bardzo krotki czas otwieraja usta, a na gringos czyli nas to w ogole nie chca tracic czasu. A co najgorsze, jak sie ich o cos zapyta, to nigdy nie jest tak ze powiedza: nie wiem (przeciez kazdy zwyczajnie moze czegos nie wiedziec). Tu jest inaczej, kazdy Bolivijczyk ma odpowiedz. Bardzo czesto mylna, ktora pochodzi gdzies tam z odmetow ich wyobrazni, jakichs strzepkow skojarzen... Wynika to takze z tego, ze dokladne wytlumaczenie czegos komus, a juz zwlaszcza gringo (glupiemu, ktory ni w zab nie gada po hiszpansku) to zajmuje duzo czasu, a im sie zwyczajnie nie chcialo z nami gadac... Wiec cos tam sobie powiedza pod nosem i tyle. I sie czlowiek jak debil kreci w kolko po miescie, bo pyta sie jednego - to mowi w prawo, pyta sie drugiego - to mowi prosto, 5 kwadr... Ehh...
Ja czasem sie tak czulem jak w Zakopanem, niby fajnie ze turysci z calego kraju przyjezdzaja i kase nabijaja Goralom, ale tak na prawde to przeciez oni nas tam nie chcia i nie lubia, bo my to zwykle hanysy....
Taki przyklad: chcielismy zakupic wycieczke na Salar, poszlismy do biora, ponegocjowalismy cene. Ok moze kupimy ale sie jeszcze musimy kolegi spytac (w sensie Camerona z Kanady) czy to mu pasuje. Babka mowi ok, i idzie z nami na poszukiwanie tego szalonego Kanadyjczyka, co postanowil, ze jakies tam sweterki i inne pierdoly zakupi. Kobieta z biora spedzila z nami jakies 2,5 do 3 h rano przed wyjazdem, ktory byl o 11 czekajac na nasza odpowiedz, bo mysmy szukali Camerona i po drodze tez jakies zakupy robili. Nie chcielismy byc niegrzeczni i tak ja traktowac jak powietrze, wiec mowimy ze spotkamy sie w biorze o tej i tej godzinie, co by nie musial stac i czekac kolo nas (jak debil). Ona na to ze ok, nie ma problemu, poczeka. Ok, jak tam sobie chcesz. I czekala. Znalezlismy Camerona, dogadalismy sie, jedziemy, dalimsy kobiecinie kase i o 11 wyruszylismy.
Jakiez bylo nasze zdziwienie nastepnego dnia, jak nasz szofer powiedzial: "tu jest wejscie do parku, kosztuje 30 bol". Co ku**a!!!!! Mowimy, ze ani nam, ani Cameronowi nikt nic nie powidzial, i nie mamy po prostu pieniedzy (co nie do konca bylo zgodne z prawda, ale bardzo bliskie...:). Nic nie dalo wyklucanie sie ze starznikiem, szoferem. Jak nie zaplacicie to nie jedziecie, moze jakbysmy byli we trzech to jakis strajk bysmy zrobili, ale byly jeszcze z nami 2 Szwajcarki i Anglik, i oni o dziwo wiedzieli ze trzeba bedzie placic... Wiec wydalismy nasze ostatnie boliviany, po prawdze to zaostalo nam 5 bol. A Cameron nie mial nic, jeszcze musial pozyczyc...
Sek w tym ze spedzilismy w biorze chile na omaiwanie szczegolow wycieczki, Cameron wczesniej tez tam byl, potem prawie 3 h na ulicach w Uyuni. Ale kobiecie nie przyszlo do glowy, zeby powiedziec nam o zaplacie za wejscie do parku, i paru tam innych rzeczach tez z reszta... Poniewaz miala to w glebokim poszanowaniu, wazne bylo to ze kupimy wycieczke. I tyle. Jak wrocilismy do Uyuni, porozmawialem z nia chwile i powiedzialem co mi sie nie podobalo, oczywiscie miala wytlumaczenie: "przeciez w LoneyPlanet jest napisane, zadne bioro nie pokrywa wejscia do parku"... Pelen ku**a profesjonalizm...
Poza tym, mam taka teorie ze w AP to im wyzej tym sa... mniej urodziwe kobiety. I sie to troche zgadza, bo Cartagena, Lima to na poziome morza sa, a Iquitos to moze jakies 300 m.n.p. m. I tam byly najpiekniejsze kobiety jakie spotkalismy. A mysmy byli raczej w tej czesci gorzystej, niestety... Tak wiec jak chcesz podziwiac cudy natury w Bolivii (a warto) to jedz na Altiplano, a jak chcesz podziwiac cuda na dwoch nogach i o dlugich czarnych wlosach, piwnych oczach i takich tam, to jedz do Amazonskiej czesci Bolivii :)
cdn..