Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Czyli o tym czego mozna sie dowiedziec o AP bedac na miejscu... Albo z NG.. :) cz. 2
Zwiń mapę
2009
10
cze

Czyli o tym czego mozna sie dowiedziec o AP bedac na miejscu... Albo z NG.. :) cz. 2

 
Boliwia
Boliwia, Potosí
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16856 km
 
Tym razem o (prawie) wszystkim co gryzie, szczypie, zadli nasza skore powodujac bol nie do zniesienia albo nieopanowanie w drapaniu... Albo o tych malych, wstretnych i niewidocznych bakteriach, wirusach i grzybach w zoladku, jelitach i takich tam...

A wiec nasze powiedzmy "problemy" zaczely sie w jungli czyli od Coci w Ekwadorze, zaczelo byc sporo komarow, jakichs muszek i sankulos... Tych wstretnych sankulos... O ktorych przewstretnym dzialaniu dowiedzielimy sie tak na prawde na rzece... Ale po kolei

Insekty:

1. Moskity, lataja bezszelestnie, i oczywiscie jak juz ukluja to tez tego sie za bardzo nie czuje. I oczywiscie niosa ze soba ryzyko malarii, ale nie wszystkie i nie zawsze. Poza tym gryza glownie po zmroku, bo w dzien jest dla nich za goraco, a jak spalismy po moskiterami to nie bylismy znowu takimi latwymi kaskami... Koniec koncow ograniczalo sie moze do 10-15 ukaszen na dzien, czasme nawet mniej.

2. Rozne takie co zyja w jungli, a przede wszystkim apispy... Takie jakies skrzyzowanie muchy konskiej z wazka... Cale brazowe, jak ugryza to ponoc boli "jakby ktos zelazem przypiekal" jak to powiedzial Karol, ktory mial to szczescie byc ugryzionym dwa razy, na szczescie tylko przez kilka minut. Ale o tym juz chyba pisalem... A co do szczescia to ja wolalbym byc ugryziony chyba z 10 razy przez apispe niz.... Ale o tym potem.

3. I wreszcie: sankulos...
Te sa najgorsze, atakuja w ciagu dnia, a i nierzadko podczas zmorku i w nocy... Sa strasznie male... A wiec i strasznie liczne... Jak gryza to OCZYWISCIE... sie tego nie czuje. Dopiero po jakichs kilku minutach czlowiek czuje takie ogromne pragnienie do podrapania sie w tym miejscu gdzie te male ku...twy ugryzly. Ale zeby bylo smieszniej, znak po ugryzieniu to nie jakas tam "krosta" jak po komarze. To bardziej przypomina krater wulkanu. Doslownie, nabrzmiala od ugryzienia skora unosio sie do gory, a na jej szczycie brakuje skory, bo te male ku...twy ja wygryzaja... I wtedy boli jak cholera, a jak swedzi! Choc musze przyznac ze do kilku dziennie mozna sie przyzwyczaic. Gorzej jak jest wiecej niz kilka. Po nocy w tym pieprzonym Copal Urco, gdzie byla ta cholerna blokada na mysl o ktorej.. Niewazne. Tak wiec, obudzilem sie rano z taka MEGA OGROMNA checia podrapania sie po lewej nodze ponizej kolana. I bylo po czym, doliczylem sie 54 ukaszen! Tylko na nodze...

4. Inna rzecza ktora (znowu mnie...) spotkala, to wspomniana juz "zemsta faraona". Pewnie kazdy z nas wie co to biegunka. Proponuje mimo wszystko uzyc wyobrazni: tak wiec mamy biegunke. Co rusz latamy do ubikacji. Lekarstwa dzialaja dopiero po kilku dniach, a w najlepszym wypadku wyhamowuja te wstretne bakterie na kilka godzin. Nie chce nam sie jesc, a poniewaz nic nie jesmy i caly czas sie wyprozniamy to w naszym organizmie brakuje elektrolitow, w efekcie czujemy permamenty chlod, jak w goraczce klapiemy zebami z zimna. Jak juz to macie przed oczami to teraz proponuje pomnozyc to przez 2 albo 3.... I takie cos spotkalo mnie w Limie i nie odpuscilo az do Cusco... I tylko przez jakis soczek, frytke albo cokolwiek innego....Ehh...

5. I ostatnie, najlepsze na koniec, mam nadzieje ze wiecej takich juz nie bedzie....
I znowu ja...
Bylem co prawda u lekarza ale wtedy jakos nie przyszlo mi do glowy pytac sie o nazwe choroby. Wazne bylo dla mnie ze to nie byla malaria albo denga...
Dlatego w celu latwiejszego zrzumienia nazwe to Matka Wszystkich Przeziebien (w skrocie: MWP)...
A zaczelo sie to tak..

Jakies 3 dni temu w La Paz wracajac z Cameronem, Karolem i Marcienem z jakichs tam wedrowek po klubach, powiedzialem chlopakom ze ide do domu bo sie zle czuje. Wzialem wiec takse i do wyra. Ale z kazda godzina bylo gorzej... W nocy sie budzilem jeszcze pare razy... Nic jakos to przetrwalem. Na drugi dzien mialo byc Gran Poder i mecz. Ale jak sie rano obudzilem, a raczej obudzil mnie taki mega wielki bol w kosciach, stwierdzilem ze lepiej bedzie polezec w lozku... Wzialem paracetamol (z Polska), troche ulzylo i tak przelezalem pare godzin najpierw w lozku a potem pod spiworem i w stwetrze w fotelu na korytarzu, bo sie musielismy wyniesc... Jakos tak kolo 14 poczulem sie na tyle lepiej zeby wstac z lozka i przejsc sie w zolwim tempie po miescie... I kolejny paracetamol x 2 i jakos tak dotrwalem (choc nie bez szczekania zebami) do meczu, a potem do autobusu w ktorym zaczelo juz byc nie najlepiej...
W nocy w autobusie, ktory byl z tych bardziej wygodnych, jak mnie nie zaczelo rwac i skrecac. Najdziwniejsze ze najbardziej bolaly mnie lydki, takim wlasnie bolem lamiacych sie stawow i zastalych miesni. W efekcie caly czas co jakas minute musialem zmieniac pozycje, raz podkurczac nogi a raz prostowac, co nie bylo takie latwe w siedzeniu autobusowym... Postanowilem wiec polozyc sie na podlodze, i okazalo sie to lepszym rozwiazaniem, poniewaz nie musialem juz podkurczac i rozkurczac nog tak czesto i udalo mi sie nawet troche przespac. Bylo o tyle smiesznie ze moj "sliski" spowior powodowal ze "jezdzilem" wzdluz tego waskiego przejscia w autobusie... :)
Najgorsze przyszlo jednak w Potosi, dojechalismy tam o 7 rano, w niedziele. Co prawda kupilismy bilet prosto do Sucre, ktore jest blizej i po drodze z La Paz niz Potosi, ale to jakas boliwijsa zagadka dlaczego jechalismy na okolo... Zdecydowalem wiec ze lepiej dla mnie zostac w Potosi, i spedzic te 6 godzin (3 godziny zajmuje droga z Potosi do Sucre) w lozku. Chlopaki tymczasem pojechali do Sucre. I to byl dobry pomysl, tylko ze wlaczyla mi sie (co by nie bylo za lekko) choroba nr 3... No nic, jakos to przezylem, ale mialem juz nie wesole mysli, chcialem wracac do Pl... Ja, ktory juz chyba od Gimnazjum planowalem te podroz marzen, podroz zycia... Na szczescie blisko mojego hostelu byla siedziba "Czerwonego Krzyza", jakos sie tam wiec dowloklem. Zaplacilem urzedowa takse (12 bolivianow), zbadal mnie lekarz, wczesniej spojrzal na moja ksiazeczke szczepien (a jednak sie przydala:), co wykluczylo zolta febre i dur brzuszny na ktore sie zaszczepilismy, a po zbadaniu moich pluc powiedzial nie powiedzial nic o malarii albo dendze. Wiec zakupilem zapisane przez niego lekarstwa, antybiotyk, na bol i na biegunke. I musze przyznac, ze te boliwijskie specyfiki postawily mnie na nogi juz po 3 dawce antybiotyku. I potem to juz przyjechal Karol z Cameronem, jak juz bylem w miare zdrowy. Moze to i dobrze, ze nie widzieli mnie w takim stanie... :)
Tak wiec nie pozostaje nic innego jak jechac dalej i isc na hamburgera z salmonella :D
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
Staszek
Staszek - 2009-06-14 22:44
Chlopaki,czekamy na nowe opisy .......pozdrawiam ...:)
 
baranek
baranek - 2009-06-14 22:51
no chłopy dawac znak życia jakiś :)
 
amigo
amigo - 2009-06-14 23:06
Chłopcy...ja też czekam...:))
 
szym
szym - 2009-06-15 04:21
2 tygodnie i 2 dni !!!!!!
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010