Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Czyli: o tym czego mozna dowiedziec sie o AP, tylko bedac na miejscu, albo z telewizji....:)
Zwiń mapę
2009
31
maj

Czyli: o tym czego mozna dowiedziec sie o AP, tylko bedac na miejscu, albo z telewizji....:)

 
Boliwia
Boliwia, La Paz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15889 km
 
(P.) A wiec, slowo sie rzeklo, trzeba sie zabrac do pisania...

Taka nasz rodzima slawna podrozniczka, niejaka Beata Pawlikowska, dzieli ludzi podrozujacych na trzy kategorie, wiec co by za bardzo nie obrastac w piorka pojde jej tropem:

1. To: turysci. Jezdza tylko w miejsca turystyczne, chodza w okularach slonecznych i japonkach, ciagnac przy tym torbe na maciopkich koleczkach. Pelna samych potrzebnych rzeczy: syszarki, golarki, prostownicy, kilogramow kosmetykow, ulubionych kolorowych gazet, i takich tam. Jakby tego nie bylo na miejscu... Jakby tylko ich kraj byl krajem wszelakich dobr... Spia w hotelach z kilkoma gwiazdkami, narzekaja na brak cieplej wody, albo zly widok (bo przeciez widok z pokoju to najwazniejsza rzecz, skoro sie z niego nie wychodzi przez wieksza czesc wyjazdu, no chyba ze nad basen znajdujacy sie przy hotelu, bo te 100 metrow na plazy to za daleko...). Najczesciej wytkupuja wycieczki "allinclusiv", i najczesciej spedzaja swoje wakacje rozkoszujac sie napojami podawanymi w barze hotelowym. I tacy ludzie zdaniem Pani P. pasuja tylko do takich miejsc, czyli miejsc turystycznych, z czym z reszta nie sposob sie nie zgodzic. Bo zeby daleko nie szukac, najsczesciej w Tatrach gina Panie w szpilkach albo niedoswiadczeni tuysci...
Takich spotkalismy w Cusco, Cartagenie, La Paz, Limie i Iguitos.

2. To: hmm, jak ich nazwac zeby nie sklamac, bo tak nie do konca pamietam to okreslenie... Jakos tak: "obszarpancy", "niechluje", taka jakas pochodna "dzieci kwiatow"... Sa zazwyczaj glosni, niekulturalni, nie szanuja obyczajow i miejscowej kultury (choc nie tylko oni...). Niechlujnie (to wazne slowo; "niechlujni", ale o tym zaraz), czesto miewajacy brudne ubrania. Tacy zdaniem BP nie pasuja nigdzie. Nie wiem, nie spotkalem, nie widzialem nigdy czlowieka, ktory by nigdzie nie pasowal... (Swoja droga uzywam tej literackiej inspiracji w celu latwiejszego zrozumienia mojej wypowiedzi, bynajmniej nie z powodu negowania BP, jej "podzial" z ksiazki "Przewodnik Globtrottera" jest tylko zblizony do tego co Wam przedstawiam. Wiec nie myslcie sobie, ze nie mam do Pani P. szacunku. Co to to nie!:)
Tak czy siak. Najblizsi temu opisowi sa wszelkiej masci "ludzie wyzwoleni", na tyle indywidualni, ze niedajacy sie zmienic przez otaczenie. Swoja droga bardzo czesto ciekawi ludzie.
Inna zblizona grupa sa "uliczni artysci", choc w 90% to prawdziwi artysci. W AP mozna ich spotkac w kazdym wiekszym miescie a i nie zadko w malych pipidowach. Zajmuja sie tworzeniem za pomoca wlasnych rak, czasem na prawde, dziel sztuki. Robia branzoletki, kolczyki, wisiorki, kolie, jakies takie paski na reke, noge czy kto gdzie chce, ze wszystkich dostepnych materialow: kosci aligatora, kondora, kury, kota, anakondy (bez problemu mozna kupic np. fajke z czaszka malpy)... Drewna, zaschnietych lisci (np. koki), kory, jakichs lodyg. Muszli, kamyczkow, kamieni (chryzopazy, ametysty, turkusy i takie tam), ze srebra i stali, aluminium... Z drucikow, koleczek, blaszek... Z welny, bawelny, nylonu... Z koralikow plastikowych, jakichs zasuszonych owocow.... Slowem co m wpadnie w reke, albo co nabeda w sklepach ktore dostarczaja takich materialow na kilogramy (np. muszelek plastikowych, czy koralikow), na kilometry (czyli np. rzemyczkow)...
Bardzo czesto sa to ludzie podrozujacy, w Santa Marcie (Kolumbia) spotkalismy taka Argentynke, ktora podrozuje od 3 lat, z miasta do miasta przez caly kontynent i w ten sposob zarabia na zycie. Poznaje kulture, uczy sie jezyka (hiszpanski tutaj ma wiele odmian...), ludzi... Czyli tylko pozazdroscic.
Z drugiej strony to ludzie ktorzy w ten sposob utrzymuja swoje rodziny. W Iquitos z kolei spotkalismy takiego czlowieka, ktory przeprowadzil sie do tego dosc turystycznego miasta z rodzina, bo tu latwiej jest mu zarobic.
Jedna z cech laczacych te srodowisko, jest to ze najczesciej sa to bardzo przyjaznie nastawieni do podroznikow, turystow (w koncu to oni od ich cos kupuja, a nie miejscowi...) i posiadaja mnostwo przydatnych infomacji o miescie: gdzie tanio i smacznie zjesc, gdzie spac, gdzie cos kupic i ile to kosztuje.
Innym rodzajem "ulicznych artystow" jaki spotkalismy (ja ich pamietam tylko z Bogoty, Limy i La Paz) to ludzie doslownie - zabawiajacy kierowcow ktorzy czekaja na zielone swiatlo: wychodza wtedy przed rzad tych aut (pamietajcie ze w tych miastach to ulice maja po kilka pasow, wiec widownia to nie sznurek samochodow od Kasprowicza do pl. Danilowskiego...) i cos tam robia: zongluja pohodniami, albo czyms tam, skacza jeden przez drugiego wukonujac salta w powietrzu... I takie tam. A jak sie zapala pomaranczowe swiatlo to wchodza pomiedzy rzedy aut i odbieraja swoja (dobrowolna) zaplate.

3. To podroznicy, ktorzy jak sie nie trudno domyslic, zdaniem BP pasuja wszedzie. Szanuja zwyczaje i kulture miejscowych, chetnie sie z nia zapoznaja. Jedza to co miejscowi, i tam gdzie miejscowi. Szybko odnajduja z nimi wspolny jezyk (nie tylko dlatego, ze go znaja...:) Wchodza tam gdzie inni sie boja, wciaz szukaja nowych wrazen, jezdza autostopem, gotuja na ognisku i takie tam. I co nie bez znaczenia, zdaniem BP: "sa zawsze schludnie i czysto ubrani"...

Jedna z grup na ktore sklada sie szerokie grono podroznikow (a wrecz to synonim) to tzw. "backpackersi", czyli ludzie noszacy caly swoj domek na plecach. I o tych chcialem szerzej, a wlasciwie to o "pseudobackpacersach"...

Najczesciej (co by bylo krocej, o teraz bede ich nazywal: pseudo), pseudo, pochodza z USA i Japoni, ale tez zdarzaja sie i z Angli, Francji, Belgi - slowem z calej Europy Zachodniej. Jedyne co ich laczy z "backpackersami" to to, ze worza z soba caly swoj tymczasowy dobytek. A co ich odroznia:
1. Podruzuja kiedy sie da samolotami, bo autobusy sa niewygodne, i niebezpieczne... (Jak zdarzy mi sie kiedys pojechac w Polsce, ba! w Europie takim wypasem jak tutaj to to chba bedzie koniec swiata...)
2. Czesto podrozuja dookola swiata w DWA miesiace: Tokio - Lima - Rio de Janeiro - Nowy Jork - Rzym - Paryz - Delhi - Tokio (a gdzie Afryka? A gdzie milion piecset sto dziewiecset innych ciekawych miejsc?). Rzecz jasna tylko samolotami...
3. Zanim wyjada z domu rezerwuja miejsce w hostelu, bo inczej przeciez moze zabraknac miejsca, a szukac to zbyt niebezpiecznie i... wlasciwie to nie wiem co jeszcze. Aha najistotniejsza sprawa: hostel ktory nie ma rekomendacji Loney Planet odpada z automatu.
Jest taka siec hosteli "Loki", zeby miec miejsce trzeba dac znac kilka miesiecy wczesniej, a do kupienia jest Budewaizer i Heineken, a recepcjnista to Europejczyk...
Polecam ten link: http://www.lokihostel.com/why_stay i jeszcze jeden http://www.lokihostel.com/blog gdzie znajdziecie odpowiedzi an to dlaczego warto zostac w Loki...

Padlo Loney Planet wiec trzeba to bardziej objasnic: jest to istotnie wspaniala pozycja dla (chyba) kazdego kto udaje sie gdzies pierwszy (i nie tylko) raz. Pelna porzytecznych informacji o hostelach, jedzenu, przepisach celnych, transporcie, miejscach wartych odwiedzenia. Absolutnie o wszystkich informacjach jakie potrzebuje, przede wszystkim, poczatkujacy czlowiek przemieszczajacy sie :) Czasem zdarza sie niestety ze info tam zawarte jest nieprawdziwe, przekonalismy sie o tym na Rio Napo. W LP bylo napisane ze mozna przekroczyc granice ekwadorsko-peruwianska na Napo zabierajac sie z patrolem wojskowym, za 5$, ktory przeplywa tam codziennie. Jakiez bylo nasze zdziwienie gdy miejscowy przewodnik Juan Carlos (ja nie wiem dlaczego wszyscy przewodnicy jakich spotkalismy mieli sie Carlosami, ale to samo prawo rzadzi w dziekanatach: wszedzie sa Panie Jadzie, przy okazji serdecznie pozdrawiamy:), powiedzial nam, ze ta informacja jest nieaktualna od 5 lat (nasze wydanie LP jest z 2007 roku...), o czym on z reszta informowal wydawnictwo, bo z nimi wspolpracuje... Takich i innych bledow zdarza sie sporo. Tak czy siak ta spora ksiazka (chyba z 800 stron, ale jest cala AP) jest PRZYDATNA.

4. Tu wlasnie pojawia sie kolejna roznica, kazdy w miare rozsadny czlowiek bedzie traktowal (mam taka nadzieje...) przewodnik, jak przewodnik: czyli sie do niego zaglada jak sie czegos nie wie. A nie jak biblie. Wiec jak czegos nie ma w LP, to nie istnieje w oczach pseudobacpackersow.
5. Gotuja, jak to mi ktos powiedzial: "te swoje salatki" w kuchni hostelowej, bo od jedzenia z ulicy to sie umiera...
6. Jezeli jezdza na jakies wycieczki to tylko z biora podrozy, najczesciej umiejscowionego w hostelu w ktorym przebywaja...
7. Nie wychodza po zmroku za prog hostelu bo to pewna smierc...
8. Jezykiem jakim sie posluguja jest angielski, i to niezaleznie czy w Birmie czy w Urugwaju...

Tyle. Jesli ktos nie odnalazl siebie w ktoryms z tych opisow tzn., ze ma taki sam problem jak ja :)

C.D.N.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
bobo
bobo - 2009-05-31 01:25
Karol informacja dla Ciebie. Zakończyła dziś rozgrywki Ekstraklasa. Lech uplasował się tuż za Wisłą:)
 
bobo
bobo - 2009-05-31 01:27
...tuż za Wisłą no i Legią:)
 
świątek
świątek - 2009-05-31 10:11
i zniszczył Bobo Karola ;)
 
baranek
baranek - 2009-06-01 12:14
a Śląsk będzie mistrzem w sezonie 09/10 :D
 
Swierszcz
Swierszcz - 2009-06-02 09:29
Nie napisaliście do której kategori sami siebie zaliczacie?

Usilowałem się gdzieś wpasować w szufladki pani BP, ale jakąś cząstkę mógłbym umieścić w każdej. Brakuje jeszcze jednej kategori - kategorii - świerszczy wędrownych (nie mylić z szarańczą wędrowną - świerszcze to zawzięte samotniki!). Taka kategoria dla podstarzałych podróżników, którzy nie mają czasu (rodzina i obowiązki) i gonią po dwa miasta dziennie, wszystko (prawie) już widzieli z "obowiązków turystycznych" (więc oglądają "drugorzędne" atrakcje), są leniwi jak stare misie (więc nie unikają agencji podróży i samolotów kiedy to ma sens), kamuflują się, albo wyróżniają od miejscowych w zależności od własnych korzyści (cynicy) nie dla "buntu" czy "poklasku", z powodu zwapniałego kręgosłupa dźwigają jak naj mniej (też czasem na kółkach), a najlepiej same karty płatnicze, a na dodatek oszczędzają jak poznaniacy (zwiedzając z buta, śpiąc w norkach, jeżdżąc najtańszymi kursami, wchodząc na lewo). Bo wiedzą, że życie jest za krótkie i czasu (i pieniędzy) zostało niewiele, a tyle jest jeszcze do zobaczenia ;-)
 
pomarancz4
pomarancz4 - 2009-06-05 14:40
..ale za to Lech ma Puchar:)a Slask co ma...?albo Polonia Trzebnica..:P?
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010