(K) Tak wiec dzis rano przyjechalismy, a wlasciwie przyszlismy do Aguas Calientes - ostatniej wioski przed Machu Piccu. Zaginione miasto Inkow, ktore dzis jest skomercjalizowana swinka-skarbonke, ciagnaca po kieszeni bogatych gringos..Tak jak nasz Lukasz poinstruowal (dzieki!) nie jechalismy pociagiem dla gringos, ktory kosztuje 93 sole w jedna strone, 144 w dwie, tylko innymi srodkami transportu: wyruszylismy autobusem wczoraj o 20.30 (jaki byl k...niewygodny, tragedia!byl moment, ze Piotrek spal z nogami za oknem, z glowa na moich kolanach i tulowiem na swoim siedzeniu..:p), potem taksowka, potem troszke na nogach i w koncu o godzinie 11.00 dotarlismy na miejsce. Jeszcze wczoraj jak kupowalismy bilety na podroz, to spotkalismy pare z Argentyny i wraz z nimi odbylismy ta cala podroz, a dzis rowniez zamieszkalismy w jednym hostelu..
Aguas Calientes, 2000 mieszkancow, to jak podaje Lonely Planet jedno z najdrozszych miast w Peru, w ktorym kazda cena jest podwojna..a to dlatego, ze to jest baza wypadowa na Machu Piccu, dlatego setkami zjezdzaja tu Amerykanie, Japoncy, Australijczycy i innej masci bogacze, ktorzy zaplaca ile im sie zaspiewa..:) na szczescie z nami im tak latwo tu nie idzie:p
przyszlismy tu rano, umeczeni, bo sloneczko ladnie grzalo, wiec chcielismy jak najszybciej sie gdzies zakwaterowac, a wiec walimy do pierwszego z brzegu HOTELU, tak z ciekawosci, bo wiedzielismy ze nie bedzie nas stac..no i co nam pan mowi?50..myslismy: 50 soli, niemalo..a on na to, ze 50 $, czyli 150 soli..nieklawo:/ idziemy dalej, nastepny HOSTEL, ale sytuacja ponownie nie za ciekawa, tym razem 40 soli..to tez duzo, wziawszy pod uwage, ze np w Cuzco, spalismy za 10 soli, w Limie za 15 a np. w Ekwadorze, w Quito za 2,5$..no nic, trza sie zawijac dalej, na szczescie recepcjonista byl na tyle uprzejmy, za zaopatrzyl nas w mapke miasteczka i dokladnie narysowal trase, gdzie mamy isc do hostelu, ktory kosztuje 15 soli/os..wiec zniemy tam! no okazuje sie, ze owszem 15 soli, lazienka prywatna, ciepla woda, wiec moze byc:) wywalismy malety, wzielismy prysznic (do plecaka..:D) i relaks..:) kupilem japonki, bo zapomnialem zabrac trampki z Cuzco, bo generalnie zostawilismy tam wiekszosc rzeczy w hostelu, a potem je odbierzemy spowrotem, wiec mamo sie nie martw, ze zapomnialem:)
wieczorem, czyli jakies 2-3 godziny temu wybralismy sie do rzeczonych Aguas Calientes, czyli goracych wod, z ktorych ta pipidowa rowniez slynie..nic innego, jak trzy male baseniki z ciepla albo goraca woda, zlokalizowane na powietrzu, w otoczeniu trzech mega wysokich scian skalnych..na jednej z nich jest Machu Piccu. nie ma co widok imponuje..
spotkalismy tutaj tez Czecha, ktory sie ucieszyl, ze mogl w koncu powiedziec ¨kurwa¨ i ¨ wpierdalamy sie na Machu Piccu¨ i ze ktos go zrozumial:D on tez powiedzial nam ze wchodzil dzis na jedna z tych scian, po takiej drabince, pionowo w gore, ponad 3 godziny, ale za to na gorze czekal go widok na Machu z innej perspektywy..my raczej sie tam juz jutro nie wybierzemy, bo w nocy wyruszamy na Machu, by zobaczyc wschod i mamy zamiar zostac tam do ostatniego klienta, tj do 18 zeby rowniez zobaczyc zachod..:)
tyle na dzis, zdjecia pewnie pojutrze..