Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Dzien 2 - czyli: Ok guys
Zwiń mapę
2009
24
kwi

Dzien 2 - czyli: Ok guys

 
Peru
Peru, Santa Maria
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13135 km
 
(K) Ok guys..cholera jasna, szalony dunczyk..dzien jak co dzien..jako, ze jak wczoraj przybilismy do brzegu to byla juz ciemna noc , a konkretnie godz 19.30, to nie wiedzielismy za bardzo gdzie doplynelismy..dzis sie okazalo ze jest tu szkola, ale nieczynna bo nie ma nauczyciela, ktoruy chcialby uczyc..oprocz tego kilka domkow i stado krow, ktore w nocy obgrzyalo nam trawe wokol namiotu..Piotrek spal na lodzi, wiec nie slyszal nad uchem, w odleglosci 10 cm oddechu byka, ale za to slyszal milion sto tysiecy owadow, wiec nie wiem kto mial gorzej.. w kazdym razei wstalismy, zjedlismy, i w droge!

po drodze napotkalismy ten duzy statek, ktorym mielismy plynac do Iquitos..otoz cumowal przy jednej z wiosek, a pasazerowie stawiali drewniany domek - taka widac dorywcza praca, skoro i tak siedza i sie nudza..zrobilismy zakupy w ich sklepie tj. pomarancze, wode, ryz, ciastka i ruszylismy w dalsza droge..

podroz nasza odbywala sie tak: albo wioslowal jeden, albo dwoch..trzech wioslowalo w wyjatkowych sytuacjach, gdy np znosilo nas na brzeg, albo jak lal taki deszcz ze czubka lodzi nie bylo widac, albo gdy np na rzece pojawiala sie jakas naturalna przeszkoda no i nalezalo ja ominac, a dwoch nie dawalo rady..no wiec ja lezalem z przodu, rozmyslajac i robiac zdjecia, Piotrek majstrowal cos na pokladzie, a wioslowal Runi..swiecilo sloneczko, cwiekraly ptaszki, w trawie wesolo cykaly cykady - sielanka..nagle dalo sie slyszec ciche:^hey guys^, gdy wtem obrocilismy sie na Runiego a ten wioslowal jak szalony..nie wiedzielismy z poczatku o co chodzi, ale po chwili gdy spojrzelismy przed siebie zrozumielismy..zblizalismy sie i to szybko w kierunku zaje...konara, ktory wystawal z wody gdzies na pol metra, a zderzenie z nim grozilo nam w najlepszym wypadku rozwaleniem lodki..:>dorwalismy wiec do wiosel we trojke, by uniknac zderzenia, ale konar zblizal sie do nas, a my we trojke nie potrafilismy zmienic kursu lodki, bo prad byl zbyt silny..chlopaki we dwoch z tylu, ja z przodu..zabraklo nam moze z 80cm, by ominac konar z prawej strony, jak nie zapìer...uderzylismy w niego, to az sie buda zatrzesla, lodke podnioslo do gory, ale na plecy sie na szczescie nie przewrocila..wtedy to moglibysmy sobie plecaki az do Manaus kompletowac w wodzie:)a wiec uderzylismy w ten konar, lodke podnioslo, a wiec uwiesilem sie na tym konarze, by wszedl pod lodz, ale nic z tego!wiec staralem sie tak wymanewrowac tym konarem, by obrocil nasza lodke tylem do przodu..cos jak ramie od cyrkla: przykladamy w jednym miejscu, a drugim ramieniem rysujemy okrag:) a wiec naparlem z calej sily na konar, a rufa wykonala piekny okrag i obrocilismy sie dupa w kierunku jazdy..cala ta akcja jak juz przypieprzylismy nie trwala dluzej jak 5-6 sekund ..uff..nic na szczescie z lodka nie stalo, moze troche sie wiazania naruszyly, ale nie przeszkadzalo to w dalszym podrozwaniu:) pytam sie wiec od razu Runiego: Runi dlaczego nie powiedziales nam predzej, ze jest konar, zebysmy Ci pomogli?!!!?!?!!?!??! I don^t know guys........hehe..gdy juz z nas troche emoche opadly to mowimy do tego szalonego Dunczyka: nastepnym razem powiedz nam predzej ok. na co on z usmiechem jakby nic sie nie stalo: ^ok guys^:) i w taki o to sposob uszlismy smierci z zyciem po raz pierwszy...:D

nie dluzej jak dwie godziny pozniej dopadla nas taka zajebista ulewa..to bylo cos..nie nadazalismy wioslowac. a do tego wplynelismy w jedna odnog rzeki, na tyle waska ze do obu brzegow mielismy nie wiecej jak po 15 m..szukalismy jakies chaty na nocleg, bo juz sie pozno robilo, a do tego przemoklismy do suchej nitki, wiec nie chcialo nam sie juz wiecej plynac tego dnia..na lodce bylo o tyle ciekawie, ze ciuchy nie nadazaly schnac..bo jednego dnia bylo wszystko suche, a na drugi dzien, albo jeszcze tego samego dnia po poludniu przychodzila ulewa i znowu mokro..wyobrazcie sobie jak to pieknie pachnialo po kilku dniach ciaglego schniecia i mokniecia, bez prania oczywiscie..:p

tego wieczoru znalezlismy nocleg w Santa Marii u rodzinki, ktora uraczylismy najpierw Spritem (pili jak najlepsza wodke: delektujac sie, dzielac po rowno, nalewajac kazdy z osobna do kubeczka..), a potem poczestowalismy ich aquardiente:) chlopaki zrobili kolacje, jak zwykle makaron z tunczykiem z puszki (teraz jak widze tunczyka po 9 dniach na rzece to chce mi rzygac), czasem byl ryz, a do tego po 1 (slownie jednym) jajku na twardo lub omlecie, ktorego Runi przyrzadzal z bananem:) kolejny dzien dobiegl konca
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
es
es - 2009-05-03 08:08
Materiał na książkę rzeczywiście niezły....
 
amigo
amigo - 2009-05-03 11:45
i to sie nazywa przygoda..;)trzymajcie sie....
 
pomarancz4
pomarancz4 - 2009-05-04 01:19
a kto to jest amigo? bo nie mamy z Piotrkiem pojecia..:p
 
amigo
amigo - 2009-05-04 09:21
Karol,pamietasz kto nauczyl cię ryby lowic?:):) proszę o jakies fotki rybek:):)
 
mysza
mysza - 2009-05-05 18:31
Ale macie fajne przygody
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010