Dzien 3, czyli: gallina

(K) dzisiejszy dzien chyba niczym spejcalnym sie nie wyroznial, oprocz jednej rzeczy, wiec opisze tylko to..
mianowicie gdy zapadal zmrok, a wlasciwie to nie bylo jeszcze tak bardzo ciemno, ale nauczeni doswiadczeniem by szybciej szukac noclegu, zacumowalismy nasz bolid przy jednej z chatek, napotkanych po drodze..przywitali nas oczywiscie z usmiechem, z otwartymi ramionami wrecz, a zapytani o mozliwosc noclegu, zgodzili sie bez mrugniecia okiem, jak wiekszosc z reszta napotkanych po drodze ludzi..:) mimo, ze to byl dopiero 3 dzien na rzece, to znudzilo nam sie juz jedzenie makaronu z tunczykiem, wiec zapytalismy czy mozemy u nich kupic mieso, a konkretnie ¨una gallina¨ czyli gadzine mowiac po polsku:p no i oczywiscie powiedzieli, ze nie ma problemu, sprzedaja nam i takie tam..a wiec sie niezwlocznie ucieszylismy we trojke:) ale nasza radosc nie trwala dlugo, bo gdy zapytaismy, gdziez owa gadzina, bo chcemy ja przyrzadzic, to gosc wskazal palcem na jednego z kurczakow latajacych po podworku i odpowiedzial:¨tam¨..hehe..teraz juz wiedzielismy, czeka nas oprawienie kurczaka, czyli nielatwy rytual..Runi podjal sie, ze to zrobi, bo jak mowi lubi w zyciu probowac..:) tylko jak go tu usmiercic? zwykle sie bierze siekiera i jednym ruchem ciach! lba nie ma..ale tu sa bardziej cywilizowani, bo oni leb ukrecaja..wzial takiego na rece, cos tam go zagadal, odwrocil jego uwage, pokazal mu kuzynostwa latajace w niebiosach, chlopak tak sie skolowal, ze biedny calkiem stracil glowe, a gosc wtedy wzial go z zaskoczenia i sprytnie mu leb ukrecil..:) no to kurczak nie zyje - tyle dobrego, teraz dalej..a wiec wyparzyl kuraka w goracej wodzie, jak tradycja karze, potem go sebleknal (rozebral:P) z pierza..a potem Piotrek go oprawil z wnetrznosci..ja wolalem sie za to nie zabierac, nie lubie i tyle..:)

Zdjęcia (5)

Komentarze (1)