Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Gdzies na Rio Napo...
Zwiń mapę
2009
23
kwi

Gdzies na Rio Napo...

 
Peru
Peru, Tempestad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13103 km
 
(K) a wiec dzis nasz wielki dzien - wyplywamy na Rio Napo - trzech bialasow w dzungle, o tym by trzeba ksiazke napisac..:)jak rano wstalismy to przy naszym canoe uwijal sie juz gosciu, budowal zadaszenie przybijal dwie belki po bokach, dla lepszej stabilnosci:) Piotrek od razu zawiesil na rufie flage Polski:P gosciu wyrobil sie jakos do 10, a wiec zaczelismy pakowanie naszego ekwipunku, na dziob powiesilem szalik lecha wiec bylismy gotowi do drogi:D ostatnie pozeganie, uregulowalismy kwestie finansowe, pomachalismy i poplynelsimy w nieznane..pierwsze wrazenia?bajka..plynac blisko brzegu slychac tysiace roznych odlogsow dochodzacych z wnetrza dzungli..nie wiadomo co tam sie czai, od czasu do czasu slychac jakas malpe, czasem jakis ptak przeleci, rzeka plynie sobie spokojnie w dol a my z nia..:) Runi z Piotrkiem dorwali sie do wiosel, a szalony dunczyk slyszalem jak mowil, ze moglby to robic caly dzien..szkoda ze po tygodniu juz mu sie odechcialo..:p no ale nic tak plynelismy, plynelismy, czulismy sie jak Francisco Orellana za dawnych czasow, odkrywajacy nieznane zaktki perwuianskiej Amazoni..pierwszy przystanek jaki mielismy na swojej trasie to domek w ktory mieszkala rodzina z dwojka dzieci..zamienilismy tam kilogram ryzu, za porcje miesa (surowego oczywiscie, ktore musielismy przyrzadzic), dostalismy do tego platanosow, czyli cos co wyglada indentycznie jak banan, tylko jest zielone, a nie zolte i tego sie nie je na surowo, tylko trzeba ughotowac, a wtedy to smakuje jak ziemniak:) z czasem zaczelismy robic z tego frytki, ale to inna historia..otoz w tymze domu ugotowalismy swoj pierwszy obiad na trasie, oczywiscie tamtejsi ludzie nie maja kuchenek, a wszystko gotuje sie na ognisku..stawuia sie dwa pustaki lub inne duze kamienie, na to prety zeliwne a na to garnki i sie gotuje:) np woda na herbate dobre 30-40 min..:) oczywiscie w tym domku jak w kazdym ktory napotykalismy byly i dzieci, a koknretnie dwie dziewczynki i chlopczyk bodajze..ta mniejsza sliczna wprost (beda zdjecia), co ciekawe zauwazylem tutaj pewna prawidlowosc..otoz malutkie dzieci (dziewczynki) tak do 10 lat nawet nie boja sie mnie, bo jestem podobny do ich tatusiow, braci i krewnych - powiedzmy ze koilorem skory ich przypominam..a wiec lgna do mnie, chca sie bawic i w ogole..te starsze, tj 10-15 lat nie lgna do nikogo, bo im nie wolno, bo sa za mlode jeszcze, maja czas by sie za facetami ogladac..za to starsze 16 i wiecej, na mnie uwagi nie zwracaja bo dla nich, tak samo jak dla tych najmlodszych jestem normalny i nie budze sensacji, za to chlopaki (szalony Norweg zwany Dunczykiem i juPiter ) budza tutaj niemale zdziwienie..:)zarowno na kolor skory jak i wlosow, a takze na zarosty, ktorych jak pamietacie faceci tutaj nie nosza, zwracaja oni uwage dziewczyn na ulicy..:)

no ale do rzeczy, bo zgubilem watek..otoz zjedlismy i poplynelismy dalej..jako, ze byl to nasz pierwszy dzien na lodce, pierwsza ekscytacja, podziw itd..to tak troche zapomnielismy sie i przestalismy kontrolowac czas..a ze tutaj sie ciemno robi w przeciagu 30-40 min, tzn z zachodu slonca do ciemnej dupy, to nagle spostrzeglismy ze slonce juz sie chowa, a my ciagle jestesmy na rzece a w zasiegu wzroku nie ma zadnego domostwa, do ktorego moglibysmy sie udac na nocleg..z kazda minuta coraz ciemniej, a my wioslujemy przed siebie..rzeka szeroka, my nas srodku, wszedzie pelno plywajacych klod, kotre stanowia nie male niebezpieczenstwo dla naszej lodki, do tego szuwary, w ktore jak sie wpieprzymy to mozemy sie nie wydostac po ciemku..generalnie ch..chyba nie za ciekawie:) nagle w oddali ujrzelismy domostwa!hura jestesmy uratowani - pomyslelismy..tylko ze przedostac sie ze srodka rzekiu do jej brzegi, plynac pod silny prad - nie lada wyzwanie, nawet jak sie wiosluje we trzech..zalozylem czolowke, wyszedlem na dziob, widocznosc tak gdzies z 15m max..no i robie za bocianie gniazdo, zeby sie nie wpakowac w jakies bagno..i tak wioslujemy 5min, 10, 20, 30..ale w ogole sie do brzegu nie zblizamy!to bez sensu nie damy rady, trzeb plynac dalej w dol rzeki i liczyc na to ze cos po drodze sie na znajdzie..no i plyniemy..prawie nic nie widac, za to jakie emocje..niebo cale uslane gwiazdami, ksiezyca nie ma, ciemno..i trzech gringos wiosluje w poszukiwaniu nocleguy posrodku dzungli..hehe w koncu eureka!monte video! wiec czym predzjej powioslowalismy tam..okazalo sie ze nikt tam nie mieszka..ze jest to szkola, ale nie ma nauczyciela..za to pelno krow wokol:) wypilismy na lodce po kilka glebszych miejscowego alkoholu czyli aquardiente i naszykowalismy sie do spania...

znacie taka piosenke: ^^pierdolone muchy i komary jebane..^^? autor spiewa jak mu owady uprzykrzaly wakacje..o zgrozo!on nigdy chyba nie byl w Ameryce Poludniowej!tutaj to dopiero owady upzykrzyaja zycie..i to nie muchy, i to nawet nie moskity (chociaz one tez), ale takie male czarne, gowna, wielkosci lebka od szpilku, na ktore miejscowi wolaja sanculo..nie wiem czy to nazwa wlasna, czy cos w rodzaju ^^te pierdolone male czarne robaczki^^, czyli w skroce Sanculo..w kazdym razie juz nigdy nie zabije muchy!one sa nieszkodliwe w porownaniu do tego robactwa, ktore tutaj sie gniezdzi..Piotrkowi zachcialo sie spac w lodce..do dzisiaj tego zaluje, bo nie dosc ze moskity dawaly mu znac o sobie przez cala noc, to na dodatek zostal pogryziony przez mrowki (po raz pierwszy)..my z Runim spalismy w jego namiocie, a wokol nas klebilo sie stado krow i bykow..pieknie:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Nowak
Nowak - 2009-05-03 04:02
pisze sie szalik Lecha a nie lecha.. troszeczke szacunku panowie;p
 
es
es - 2009-05-03 08:01
Łódka świetna,a flaga Polska robi wrażenie.Dzielne z was chłopaki:)
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-05-03 11:35
Nie mogę uwierzyć w to, co czytam..!!!:) naprawdę zdecydowaliście się na samodzielny wypływ..??? Jesteście szaleni..;p ale, brawo za odwagę !!!:)
 
Swierszcz
Swierszcz - 2009-05-03 15:05
"Platanos" to po hiszpańsku banany, a "aguardiente" to po prostu wódka. To był banan "warzywny", u nas nie znany, a szkoda. Teraz, po powrocie, cały czas przyrządzam banany na sposoby południowoamerykańskie, ale do wyboru w Polsce mam tylko słodkie i "perfumowane" ;-(

A na krwiopijcze owady trza było kupić repelenta!

Teraz, po tygodniu w kraju, już żałuję, że wróciłem i chętnie bym się z wami zabrał. Buuu :-(
 
Swierszcz
Swierszcz - 2009-05-03 15:05
"Platanos" to po hiszpańsku banany, a "aguardiente" to po prostu wódka. To był banan "warzywny", u nas nie znany, a szkoda. Teraz, po powrocie, cały czas przyrządzam banany na sposoby południowoamerykańskie, ale do wyboru w Polsce mam tylko słodkie i "perfumowane" ;-(

A na krwiopijcze owady trza było kupić repelenta!

Teraz, po tygodniu w kraju, już żałuję, że wróciłem i chętnie bym się z wami zabrał. Buuu :-(
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010