(K) w Cartagenie spotkalismy, oprocz wspominanego Swierszcza, jeszcze jednego Polaka - Grzegorza z Warszawy. Przyjechal na weekend, wypoczac wlasnie do Cartageny. Pracuje w Medellin na kontrakcie 3 miesiecznym, zajmuje sie budowa sieci komorkowych tak w skrocie:) fajny chlopak, wiec dlugo sie nie namyslajac wybralismy sie we trojke do Santa Marty, a konrketnie do Parku Tayrona. to taki duuzy park narodowy z zachowana naturalna przyroda, ktory siega az do plazy Morza Karaibskiego, a przy plazy znajduje sie wiele pol namiotowych i miejsc gdzie mozna wynajac hamaki, cos zjesc, wypic itd..no wiec pojechalismy busem z Cartageny do B/quilli, a potem z Baranquilli do Santa Marty. w Santa Marcie wzielismy taksowke do Parku, bo miejscowi powiedzieli nam ze jak pojedziemy autobusem (ktory de facto akurat tez odjezdzal) to nie zdazymy wejsc, bo ponoc bilety sprzedaje sie tylko do 17,a bylo jakos przed 16. wiec wzielismy ta takse i chyba dobrze zrobilismy, bo taksiarz byl wyjatkowo zabawowy;p ..w koncu wytlumaczyl nam czemu kierowcy w Kolumbii tak czesto trabia!otoz zwykle trabi sie w Polsce, gdy ktos nam zajechal droge albo ktos przebiega przez jezdnie tam gdzie nie powinien..natomiast tuatj trabi sie zawsze i wszedzie: po pierwsze zeby ostrzec kogos np. bede wyprzedzal, albo uwazaj skrecam (w momencie gdy zajezdza drugiemu, prawidlowo jadacemu kierowcy droge:D) trabi sie rowniez aby pozdrwoci drugiego kierowce, zwykle innego taksiarza, ktorych sa miliony, a wiec wychodzi na to ze trabi sie non stop..wreszcie trabi sie gdy poboczem idzie ladna dziewczyna, aby zwrocila na nas uwage..u nas traktuje sie to jako wulgaryzm, a tutaj dziewczyny sie odwracaja, machaja, a kierowca rosnie w oczach..na dziewczyny trabi sie troche inaczej, bo sa to zwykle dwa, trzy krotkie trabniecia; pi pi pi, w celu ostrzezenia trabi sie raz : ppiiiiiiiiii, a w celu pozdrowienia dwa razy: pi pi. reguly chyba nie ma, z reszta w tym kraju jak to mowi piotrek istnieje dowolna interpretacja przepisow, a znaki drogowe maja tylko ulatwic jazde, natomiast w zadnym wypadku nie moga sluzyc jako wyznacznik do tego jak ma sie jezdzic - bo kazdy i tak jezdzi jak mu sie podoba, no ale wypadkow nie ma!!:D
potem poprosilem kierowce, zeby jakas muzyke zapodal, bo oni tu lubia muzyki sluchac i to bardzo glosno, ze juz sie slowa nie wypowie..wiec wlaczyl jakies radio, ale ze fal nie mogl zlapac (zasiegu w telefonie nawet nie bylo) to zaczal w koncu podspiewywac..hehe tez dobre to bylo:D no nic w koncu dojechalismy do wspominanego Parku Tayrona, wstep 31000, potem dojechalismy jeszcze ze 2km asfaltowa droga do parkingu, gdzie niestety skonczyla sie nasza podroz taksowka i trza bylo wziac toboly na plecy i w dalsza droge ruszyc, bo zrobila sie 17, przed nami jeszcze kawal drogi do plazy, a tu o 18.30 maksymalnie sie robi ciemno jak w dupie. podeszlismy jeszcze jakies 400m dalej i co?i wynajelismy konie, a jak!kazdy osiodlal swojego rumaka i wio!o ja pier..najgorsza jazda (hmm spacer) koniem jaki mialem okazje przezyc (a bylo to moze 2 do 3 razy w moim zyciu..)nie dosc ze nie mialem sie czego trzymac, bo dostalem zwykle siodlo, a nie jak Ci na amerykanskich filmach z takim wihajstrem do zawijania lassa..to na dodatek mialem na plecach 10kg plecak+przywiazane 5 litrow wody, kotra chybotala sie na lewo i prawo, tak ze nie moglem rownowagi zlapac..to do tego szlismy po tak stromych sciezkach, ze mialem wrazenie jak kon sie zaraz wyp..yghm przewroci znaczy sie! wiem, wiem kon by sie nigdy nie przewrocil, ale za to ja polecialbym pierwszy jak z procy..Madre Dios!tak przejechalismy moze z pol godziny i juz mialem dosc..;/ skasowali nas po 20 kafli a my poszlismy dalej szukac jakiegos miejsca do spania, tzn taniego hamaka:) znalezlismy za 15000, zaleglismy z rzeczami w szafkach, a sami poszlismy na plaze z butelke rumu, jak to ostatnio mielismy w zwyczaju..;p popilim, popilim i poszlim do hamakow. w miedzyczasie przykolegowaly sie do nas angielka i irlandka (pijane), wypily na krzywy ryj po kieliszku i poszly. a my wtenczas udalismy sie do naszych koj, w celu zasniecia:)