kwestia targowania sie..bo to ciekawe jest;)z racji tego, ze jestesmy biali, to od razu ceny, ktore sie nam podaje sa duzo wyzsze..no wiec niezaleznie od tego co sie kupuje to trzeba sie targowac. ja jako, ze bardzo lubie sie targowac o wszystko i wszedzie, mam tu nie lada problem, bo oni po polsku to ni chu chu..ja po hiszpansku to owszem liczyc sie nauczylem do 20, ale z innych slow to tylko sie przywitac, pozdrowic, pozegnac..nawet opierd..nikogo nie umiem;] no ale wyglada to tak np. Cuanto es? czyli po ile to jest..no i amigo odpowiada np. ze po 4000..no to trza wtedy powiedziec: mui caro, czyli ze bardzo drogo..chociazby to byla cena bardzo niska albo okazyjna, po prostu trzeba to powiedziec, na co w 99% przypadkach gosc odpowie: noooo, es mui barato! czyli ze bardzo tanio!po prostu takie zyczliwe wymienieniie sie pozdrowieniami..;d po czym w moim przypadku nastepuje wymowne milczenie, kiedy to zaczynam myslec i koncentrowac sie co by tu odpowiedziec..hehe no ale potem oczywiscie, jakos dochodzimy do porozumienia i w efekcie ja mowie, ze nie mam tyle pieniedzey ile on chce i sprzedaje mi to po umowionej cenie..;) i ta zasada dotyczy zarowno bulki, kielbasy, pieczonego sera na ulicy, czy tez uslugi w postaci masazu (ktorej piotrek doswiadczyl, czy tez innej)
p.s.aha mysza, popatrz jakiego mam wasa!tak, ze nie przejmuj zadna na takiego nie poleci, wiec mozesz spac spokojnie..:D ;))