(K)dzis rano wstalismy szybciej, tj jakos o 8.00:) bo byl plan zeby wybrac sie szlakiem prowadzacym do zaginionego miasta Pueblita..no i warto bylo, bo pokonalismy bodaj wysokosc 300 m w pionie, ale kilka ladnych kilometrow w poziomie i widoki byly przednie..czysta, nieskazona, dzika, taka jak dawniej, niezmieniona przez czlowieka, wkolo palmy, paprocie, kokosy, banany, kraby, motyle, jaszczurki..za sciezke sluzyly nam poukladane byle jak kamienie, ktore nierzadko byly tak daleko od siebie, ze trzeba bylo nielada wysilku by je pokonac. pot splywal z nas strumieniami, owszem przez to ze bylismy zmeczeni, ale tez dlatego, ze tu jest tak cholernie wilgotno!i chocby sie nic nie robilo to czlowiek jest mokry!tzn bialy czlowiek, taki jak my, bo miejscowi o dziwo sie nie poca...:) na szlaku dolaczyl do nas Egar, student prawa z B/quilli no i po nim w ogole nie bylo widac zmeczenia, a na dodatek mowil ze jest zimno, bo szedl w dlugich spodniach, z pod nimi miala drugie spodnie!podczas, gdy my gotowalismy sie w szortach i porozpinanych koszulach!oj poganski to kraj, poganskie obyczaje..w koncu po wielu godzinach, po hektolitrach wylanego potu, przeliaczanych na jednostke czasu, doszlismy na gore. naszym oczom ukazal sie dosc okazaly widok: bylo to swego rodzaju miasteczko, duzy plac zborny, kilka chatek, przez srodek przeplywala rzeczka z dwoma odnogami, dzielaca miasto jakby na dwie dzielnice..oprocz tego dwie pary schodow w przeciwleglych czesciach prowadzace po stoku na gore, do tego droga, bita wiodaca do jednej z dzielnic, prowadzaca pod gore..na srodku mniej wiecej miasteczka, stala chatka w ktorej siedzieli Indianie, tak prawdziwi Indianie, a wlasciwie rodzina indianska: ojciec i dzieci, wszyscy mieli typowe rysy dla tej nacji: duze czaszki, ciemne wlosy, niscy, poubierani w szaty, niczym worki po zbozu z dziura na glowe;p no ale nic taka widac u nich moda..haha porobilismy se zdjecia z nimi, i ogolnie ogrodka tez, no i zebralismy sie w droge powrotna. grzesiek wzial sie za robienie zdjec, przez co zamiast wracac godzine to wracalismy dwie, bo trza bylo na niego czekac..ale to nic Grzesiek, nie mamy Ci za zle, w koncu foty fajne sa:) po zejsciu na dol marzylismy tylko o piwie i .....jedzeniu! wiec wzielismy sobie po spagetti bolognese..o matko:( najgorsze spagetti w zyciu i chyba najdrozsze, no ale nic jakos to przelknelismy i glodni poszlismy zwiedzac dalej..:) porobilim zdjecia, pokapalim i powrot do dom..rumu zostalo nam tyle co nic ( z reszta co to jest nic? pol litra na dwoch), a ze bylo nas trzech, to mozna powiedziec ze juz wczoraj mielismy nic do picia, a wiec dzis to bylo jeszcze wieksze nic..no ale nic, wypije sie i to:) a zeby bylo ekonomiczniej to wlalismy sobie do tego soku pomaranczowego i byl drink jak sie patrzy:) wypilismy to no i w kime..a tej nocy cholernie nas pozarly mosuti, mimo ze kazdy z nas sie posmarowal..;/