(P.) A wiec. Dzis (choc tak naprawde wczoraj..., znowu pozno poszlismy spac:), troche lepiej udalo sie nam poznac Karaiby, tutejsze zwyczaje, trunki, obyczaje, kobiety, uzywki, i wiele wiele innych....
Jak zwykle zaczelismy od sniadania. Tzn. okolo 11 zwleklismy sie z luzka, troche umeczeni, szybkie kapanko, myjako zebkow, kawka i walimy do znanej juz nam cafe. Oczywiscie Pani sie troche zdziwila ze chcemy sniadanie, wiec zaproponowala nam obiad (znaczy to byla raczej propozycja nie do odrzucenia, w zasadzie :). Ja zamowilem "pasta con carne", czyli dosc bogate i tluste spagetti z jakims sokiem a Carlos "kurczaka z grilla z ryzem" (nie pamietam hiszpanskiej nazwy:). Niezle.
Potem krotka wizyta w internet cafe, cobyscie mogli wychwalac nasza odwage i podziwiac zdjecia:)
Aha. Co do zdjec. Szymon, bracie moj. Jak robilismy te zdjecia jeszcze nie bilismy pijani, w zasadze my tu w ogole nie sporzywamy alkoholu :P, ale problem nieostrosci zdjec i my zauwazylismy. Przyczyna jest co tu duzo mowic, kiepski aparat. W rezultacie, jezeli nie postawimy go na ziemi, czyli jesli ktorys z nas trzyma go w rekach prawie 100 na 100 gubi ostrosc... Dlatego wczoraj postaralismy sie o lepsze zdjecia (wiec wiekszosc jest z perspektywy ulicy:) i mamy nadzieje ze kolejne beda lepsze.
Co dalej? Po krotkiej wizycie na plazy i pierwszym zmoczeniu nog w slonej i cieplej :) wodzie Morza Karaibskiego musielismy wrocic sie do domu, wyladowaly sie nam baterie w aparacie... Po drodze (dosc poplatanej) szukalismy bankomatu i kantoru, oczywiscie zaden nie byl otwarty, w koncu byla niedziela, za to szukanie bankomatu... Tragedia. Okazuje sie ze wszystkie bankomaty w centrum tego ponad milionowego miasta (wszystkie 5) znajduja sie w oddaleniu od siebie o jakies 100 metrow. Ale. Zeby znalezc te swoista bankomatornie, stosujac hiszpanski, jest nielicho trudno ;). Jeden Pan mowi ze w lewo, inny ze prawo, a Pani ze to jeszcze 15 min przechadzki.... Ale wreszcie sie udalo :)
P.S. Moja karta zadzialala :P
Co dalej? Zaczela sie zabawa :) powedzmy sobie. Chodzilismy po 16 wiecznych murach miasta, ktore w przeszlosci strzegly wszystkie cumujace tu i wypelnione po burty zlotem hiszpanskie galeony, np przed slynnym kapitanem F. Drake´m. Oczywiscie nie jemu jednemu przyszedl do glowy ten wspanialy pomysl (ograbienia Hiszpanow, ktorzy ograbiali Indian:). W rezultacie miasto w przeciagu 100 lat bylo oblegane 10 razy... Itd. :)
Co potem? Poznawalismy Cartagene, waskie i jasno oswietlone uliczki, wokol nas klebily sie masy turystow. Aha. W zwiazku z tym, ze jestem bialy jak sciana, albo snieg, jak kto woli chcac nie chcac przykuwam uwage tubylcow. W sumie to raczej sie czuje nieswojo jak KAZDY przechodzien wlepia we mnie swoje oczy... Ale oczywiscie ma to tez swoje dobre strony. Powszechnie wiadomo, ze kolumbisjkie dziewczyny, i polskie oczywiscie, sa najpiekniejsze na swiecie. Wiec raczej mi nie przeszkadza kiedy, piekna kolumbijka prosi zebym pozowal z nia do zdjecia :) Musze sie pochwalic, ze w tej konkurencji mam przewage nad Carlosem, ktory bardziej niz ja przypomina poludniowoamerykanczyka :)
W pewnym momencie, na ulicy spotkalismy dziewczyne ktora malowala tatuaze... Mamo: tylko na 15 dni, spokojnie :) (szczerze: juz dzis sa ledwo widoczne...)
Dlatego ja od dzis jestem Batmanem a Carlos Supermanem. Dlaczego? Przekonacie sie ogladajac zdjecia. Przy okazji udalo sie nam znalezc dosc tani sklepik z rumem, ktory trzeba przyznac jest calkiem niezly. Teraz juz rozumiem dlaczego piraci byli takimi degustatorami tego trunku...
W efekcie, jakis czas potem nie zostalo nam nic innego jak skierowac swoje kroki do luzka...