No wiec do Madrytu dolecielismy tak jakos po 23..lot bez wiekszych niespodzianek, za to widok Madrytu noca bezcenny:-) wyladowalismy, wyszlismy na lotnisko no i co dalej..czasu od cholery, bo lot do Kolumbii dopiero drugiego dnia o 16, wiec zjedlismy kolacje, czyli po jablku, potem troche slonych orzeszkow, no i wszytko zapilismy woda niegazowana.. zajebiscie.. nastepnie znalezlismy miejsce do spania, obok innych ludzi spiacych na lotnisku, wyciagnelismy spiwory no i kima! rano jak sie przebudzilismy, a nie od wcoraj wiadomo, ze oboje z Piotrkiem lubimy pospac, to juz nikogo nie bylo ze wspoltowazyszy, jednak za to zrobily sie kolejki do kasy, ale nikt na nas wiekszej uwagi nie zwracal.. potem udalismy sie do kasy LOTu i pani nam wytlumaczyla, po polsku oczywiscie, ze odlot naszego samolotu jest innego terminala, podpowiedziala jak tam dojechac, wiec wsiedlismy w autobus i pojechalismy..drog, bezkolizyjnyc skrzyzowan, tuneli, budynkow, ktore minelismy na trasie gdzies okolo 5-6 km, nie da sie porownac z niczym we Wroclawiu, a podejrzwam ze i w calej Polsce!niebo i ziemia!a lotnisko, a wlasciwie tylko jeden z terminali jest wiekszy niz caly Zakrzow!i to 16razy..:-) teraz stoimy wlasnie na wspominanym terminalu, bo dopiero tu internet dziala no i czekamy 5 godzin do odlotu do Kolumbii..Piotrek skontaktowal sie z dziewzyna z Bogoty i ponoc jutro mamy sie do niej zglosic:-) jak sie uda to zdjecia beda niedlugo...
(P). A tak w ogole to mamy jedna zla wiadomsc. Nie udalo nam sie zgubic zadnego bagazu, linie lotnicze sie spisaly, i dlatego niestety musimy sie wciaz trzymc planu. Ale jest jeszcze szansa... :)