Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Estamos en Bogota
Zwiń mapę
2009
02
kwi

Estamos en Bogota

 
Kolumbia
Kolumbia, Bogotá
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10477 km
 
(P.) No wiec, jeszcze w Madrycie. Jak zwykle udalismy sie na odprawe. Zdawanie bagazu glownego, moglismy wziac lacznie 46 kilo, ale po co lepiej wziac 17 :). Potem JAK ZWYKLE, dluzsze niz wszyscy inni ludzie czekanie na wydanie biletu. Az wreszcie po jakiejs godzinie, podczas ktorej zjedlismy fantastyczny obiad: podelko Rafaello, bo wszystko inne sie skonczylo udalismy sie na ostateczna odprawe. Nie wiem dlaczego, ale to byl juz trzeci raz kiedy ja przechodzilem normalnie, a Karol wstrzymywal CALA koloejke (jakies 200000000 osob) i byl skrupulatnie przeszukiwany, oczywiscie bramka cos wykryla, tylko celnikom nie udalo sie nigdy tego czegos znalezc, i nie dziwota, w koncu w Hiszpani nie znaja takiego pojecia jak zakuty leb...
Potem juz tylko szybko do samolotu (schodami w dol i w gore, kolejka pod ziemia... strasznie wielke to lotnisko) i ostatecznie zajelismy nasze miejsca w samolocie.
A w srodku: telewizor przed kazdym pasazerem, jakis czas pòtem wstretny obiad, ktory byl bardzo smaczny bo bylismy wilczo glodni, i nawet sie ciastko znalazlo, i poduszka i zadnego Polaka...
Sam lot to walka ze wstretna para Hiszpanow przed nami ktorzy notorycznie rozkladali sie w swoich fotelach, w efekcie czego mielismy jakies 5 cm do ich fotela, poza tym ocean. Ocean. Ocean. Chmury. Ocean. Chmury. Chmury. Chmury. Ocean. Az wreszcie zapadl zmrok....
Ale to nic dla Naszego Pana Pilota: ciemno jak w dupie, mgla, chmury a poza tym Bogota lezy w gorach... I do tego te chyboczace sie skrzydlo (ale to w kazdym samolocie, ja przyznaje mialem stracha ze zaraz odpadnie...). Posadzil gladko maszyne na pasie za co otrzymal gromkie brawa od pasazerow = witamy w AP :)

Ale to nie koniec. Znowu odprawa, znowu przeszukiwanie, a nawet oswiadczenie majatkowe i koniecznosc podania adresu w Kolumbii! I tu zaczyna sie najciekawsza i dla nas zbawienna czesc: dzieki namowie Ali Dabrowskiej zalozylem konto na coachsurfing (Ala po powrocie masz PIWO, a moze i jakis wisiorek sie znajdzie :). I na jednego z kilkunastu wyslanych maili odpowiedziala Adriana, jak sie pozniej okazalo nauczycielka angielskiego i jogi w Bogocie. Ale...
Tuz za drzwiami lotniska stalo chyba z milion osob, co nam sie nie podobalo, ale jakos dalismy rade (Karol dal sygnal) i przepychajac sie lokciami i nogami dostalismy sie na wolna przestrzen. Ale co z tego, Adraina mieszka 15 km od lotniska (Bogota jak twierdzi Adraina ma 10 mln mieszkancow...), wiec trzeba wziac taksowke. Panowie policjanci powiedzieli nam ktore sa bezpieczne i nie zastanawiajac sie dlugo udezylismy do Pana ktory naganial klientow, ten mily czlowiek o dziwo zrozumial tych kilka nedznych slow po hiszpansku i zorganizowal nam taksowke przed kolejka, ktora na pierwszy rzut oka miala z 200 ludzi :)
Taksowkarz jakis taki malo rozmowny byl. Jakby nie rozumial po polsku.... Ale wreszcie dojechalismy pod wskazany adres. Wypakowalismy bagaze, podeszlismy pod drzwi, ktorych pilnowal ochroniarz! Podalismy mu adres i nazwisko osoby do ktorej przyjezdzamy, na co on odrzekl: ¿Polacos? :D...

(K) no wiec wdrapalismy sie na czwarte pietro pod nr 402 No i zobaczylismy ja w drzwiach..Adrianna, okazala sie byc bardzo mila dziewczyna (Piotrek ja namierzyl na czacie na Onecie) haha..nauczycielka jezyka angielskiego i yogi..od 10 lat podrozuje, studiowala w Polsce! byla w Australii, Nowej Zelandii, Japonii, Maroku, zjedzila cala Europe, byla tez w Rosji i nie wiadomo gdzie jeszcze:p kamienica w jakiej mieszka chyba jakas luksusowa, bo jak juz Piotrek wspominal drzwi wejsciowych pilnuje amigos con pistola..:p do dyspozycji mamy duzy pokoj, lozko na ktorym spalismy we dwojke, stol, kominek, ktory niestety nie dziala no i lazienka, kuchnia i takie tam..przed 24.00 poszlismy jeszcze do pobliskiego sklepu zeby cos tam na kolacje kupic..no to kupilsmy chleb, jakas biedna kielbase do tego, ser jakis taki specjalny, majonez..czyli pierwszy posilek w Ameryce zupelnie jakby skomponowany w Biedronce..;) aha no i do tego jeszcze sok pomaranczowy, a wlasciwie nektar..jak wroce to napisze maila do Biedronki, zeby wycofali nazwe Nektar ze swoich kartonikow, bo oni to chyba nektaru nie widzieli!Madre Dios..tu to jest dopiero nektar: gesty, slodki, nierozcienczony, z kawalkami owocow..ach..no i zjedlismy ta kolacje i w kime...

Dzisiaj rano, tj o 10.30 poszlismy na miasto..pierwsze wrazenie: nie da sie tego z niczym innym porownac u nas w Europie..po pierwsze zupelnie inna zabudowa, po drugie zupelnie inne powietrze, fakt na pewno o wiele bardziej zanieczyszczone, w koncu zyje tu 10 mln mieszkancow, ale tez ciezej sie oddycha, bo jestemy na 2600 m.n.p.m..pochodzilismy po deptakach, mijalismy pomnik bohatera Simona Bolivara, a potem poszlismy zlapac autobus..doslownie zlapac! ja pierd...to jest osobny temat warty opisania:) primo: nie ma zadnych przystankow, na ktorych zatrzymywalyby sie autobusy..autobus zatrzymuje sie tam gdzie stoja pasazerowie chetni na przejazdke machajacy na niego rekami..najelpiej zeby w tych rekach bylo jeszcze jakies peso, bo na darmo sie nie bedzie zatrzymywal. biletow za przejazd nie ma, placi sie kierowcy w momencie gdy sie wsiadzie..aha adriana zatrzymala autobus, sprytnym krokiem wskoczyla do niego, ja za nia troche bardziej ociezale i autobus jedzie dalej! to nic ze piotrek dopiero jedna noge postawil na stopniu, to nic ze ledwo co sie zlapal reka za porecz..wazne zeby jechac dalej i zbierac nastepnych pasazerow! w autobusie scisk jak cholera i walka o miejsca siedzace..jak tylko ktos wysiadzie, kto siedzial, zaraz na jego miejsce wskakuje ktos inny..poczatkowo myslalem, ze po prostu ludziom nie chce sie stac, ze ich nogi bola czy cos..ale nie nie, to nie w tym rzecz..kto madrzejszy pakuje sie na siedzenie, bo jak sie stoi to jest masakra (przekonalem sie o tym po kilkunastu minutach jazdy) to nikt nie dba o przepisy, wszyscy trabia, jeden na drugiego, zmieniaja pasy bez kierunkowskazu, przejezdzaja na czerwonym..kierowcy to szalency! wiec trudno utrzymac rownowage gdy taki amigo manewruje miedzy samochodami z predkoscia swiatla, byleby tylko zyskac cenne metry czy sekundy. wiec jak tylko sie zwolnilo miejsce to zaraz wskoczylismy z Piotrkiem na siedzace:) w miedzyczasie jeszcze do autobusu wpakowala sie babka, ktora rozdawala obrazki z modlitwa do Matki Boskiej, a niedlugo po niej koles ktory wyglosil monolog o tym ze przyjechal do stolicy, ze nie ma pieniedzy, ze nie ma jak wrocic do domu i ze potrzebuje..gadka-szmatka, smierdu-pierdu..a warto zaznaczyc, ze jechalismy nie wiecej niz 20-25 min..

po tej ostrej jezdzie poszlismy do Museum de Oro, czyli muzemu zlota, no i faktycznie zlota Ci bylo pod dostatkiem: od kolczykow, bizuterii, przez swiecidelka, naszyjniki, pierdolniki do mumii, posagow, rogow, fletow itp..ogolnie fajnie, chociaz oboje z piotrkiem raczej za muzeami nie przepadamy, wiec wiadomo..;p po muzem poszlismy na obiad. ooo kolejne mile zaskoczenie: czytalismy, slyszelismy, ze Kolumbia to jeden z drozszych krajow na naszej trasie, no a ze Bogota to stolica to tym bardziej powinno byc drogo, a tu nic z tych rzeczy! 3 obiady dwudaniowe: zupa (wzielismy kazdy inna zeby poprobowac) i 3 razy ryz, fasola, mieso, papaja chyba i jakies tam inne egzotyki, bardzo smaczne z reszta..i wszystko to za niecale 6USD, czyli 19 PLN! juz nigdy wiecej nie zjem w tym drogim Misiu ani Duecie!;p potem poszlismy wypic jakiegos naturalnego soku..padlo na MAracuje;D pyyyyychhoootaaa!! dwie duze szklanki za 3 USD..po drodze znalezlismy internet, wiec piszemy co widac na zalaczonym obrazku:) plan jest taki: dzis pospimy jeszcze u adriany, jutro z rana lecimy kupic bilety do Cartageny i tam spotkamy sie z kolesiem ktorego Piotrek poznal bodaj tym razem na wp.pl....hahaha
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
Mysza
Mysza - 2009-04-02 23:32
Widzę, że z tymi autobusami jest tak, jak w Egipcie:) Tam się tez wsiada w biegu:):)
 
es
es - 2009-04-03 07:03
DZieki Bogu ze sa takie wynalazki jak internet Jestem z Was dumna POzdrawiam
 
Krzychu :)
Krzychu :) - 2009-04-03 07:25
Prawo panowie:).
 
krzychu:)
krzychu:) - 2009-04-03 07:26
*Brawo
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-03 09:40
Dziękuję Karolu za dokładny opis...gorące pozdrowienia dla Adrianny.:)Trzymajcie się chłopaki, uważajcie na siebie...:*
 
zbyl
zbyl - 2009-04-03 09:43
Fajna jazda, pierwszy dzień i już tyle przygód, a w Polsce piękna pogoda, słońce świeci, temperatura w słońcu podchodzi pod chyba 20 stopni, tak że można już w podkoszulku latać.
 
mlodylis
mlodylis - 2009-04-05 10:03
Froniu co Ty piszesz o jakiejs Bogocie!!!:P My tu z chlopakami vodke na slodowej pijemy;] pozdrów Rudego!!! uwazajacie na koguty p.s Rudy Karol CI wytlumaczy ;]
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010