155 godzin do odlotu...

A wiec dzis dokonalismy ostatnich szczepien: trzecia dawka zółtaczki, ktora uodporniła nas na kolejne 10 lat, dur brzuszny oraz błonica i tężec..za nami juz także żółta febra wiec zadna choroba nam nie straszna!no może prócz meningokoków...;p w każdym razie sprzęt również do końca skompletowany, pozostała jeszcze kwestia konta walutowego, ale to minimalne opoźnienie w planach da sie jeszcze nadrobic..w końcu nie tylko WBK istnieje!

bylismy dzis w Kaloogrodku. Tak, tak w tym samym Kalo w ktorym narodzil sie nasz pomysl wyjazdu do hAmeryki..:) kupilismy piwko, siedlismy przy tym samym stoliku co zawsze i co? i rozmawialismy o otwarciu interesu zycia! a wlasciwie to Piotrek przedstawial swoja wizje..;) spotkalismy sie tam "przypadkiem" jeszcze z Ferenc i Bobakiem - dwójką osobników, którzy mieli jechac z nami, ale ostatecznie sie nie zdecydowali..a szkoda, zawsze to smieszniej by bylo w czworke:)no i bezpieczniej z kimś kto zna więcej niż jeden, ojczysty język..hehe:D mysle, ze w glebi serca zaluja, ze jednak z nami nie jada i nie beda upajac sie widokiem najwyzszego wodospadu swiata, ani nie poplywaja w najwyzej polozonym jeziorze na swiecie, ani tez nie zobacza pieknych ruin inkaskiego miasta Cuzco..i wielu innych rzeczy rowniez;p no ale coz, tak wybrali, wiec niech im sie wiedzie!:) wypiwszy kilka piw wyjasnilismy sobie dzis we dwójke wiele rzeczy, które siedziały w nas głeboko i mogly wywołac niepotrzebne zgrzyty juz na miejscu, wiec lepiej wiedziec o nich teraz, niz dowiadywac sie o nich w stresowej sytuacji, kiedy beda nas gliniarze zawijali, za posiadanie na lotnisku w Kolumbii....zartowalem mamo:)

Komentarze (2)