Jak juz wczesniej napisalem, mimo niebardzo pocieszajacego kartonu znalezionego w krzakach, udalo mi sie zlapac stopa. I to dokad! Do Darwin!
Zatrzymal sie gosciu, moze kolo 30, caly wytauowany, taka stara Mazda, i mowi:
- You gonna lift?
- Fuck yeah! - odpowiadam jak mnie uczyl Dave, jak sie odpowiada Australijczykom - where you go?
- Darwin.
- To zajebiscie... - mowie i sie usmiecham, i zaraz poprawiam - Fantastic. I`m going to Katherine - to jest na drodze do Darwin, skad mialem zamiar pojechac do Alice Springs - could I go with you?
- Fuck yeah!
No i jedziemy, okazalo sie ze Jake, tak mial na imie ten jegomosc, tez sporo podruzowal, a w ogole to jest z Tasmani, i przyjechal tu na polnoc bo moze lepiej zarobic. I jedzie do Darwin kupic sobie nowy dom, czyli namiot, bo do tej pory mieszkal na polu kampingowym w karawanie, ale jak ostatni raz wrocil z pracy, to sie okazalo, ze jego dziewczyna (teraz ex), zabrala sie z karawanem i calym jego dobytkiem... niewiadomo gdzie. Pytam sie czy jest na nia mocno wkurzony, a on ze tak, ale generalnie to - "whatever". Takie tu maja podejscie...
Dojechalismy do Darwin wczoraj, dzis Jake robi zakupy, a ja sobie pospacerowalem, ale ze mnie strasznie nudza miasta i jakos tak - odpychaja, poza Wroclawiem, rzecz jasna, to za duzo nie pochodzilem. Ale specjalnie dla Was moi mili zrobilem pare fotek :P (w nastepnej relacji podam numer konta, spokojnie :P)
pozdro
P.