Witam ponownie,
po "pokonaniu" (nie byla to wyprawa z serii Trophy Camel, ale raczej "jedz szybko bo czas Cie goni"...) z Jimem Gibb River Road odpoczelismy wieczorem w Wyndham, a nastepnego dnia Jim odwiozl mnie do Kununurra, i wrocil do Derby - jakies 1000 km. To sie nazywa podrzucenie co?
Nastepnego dnia, zapakowany jak osiol (bo mam tyle bagazy) skrzyzowany z wielbladem (bo mam tyle wody w plecaku), ruszylem na stopa: generalnie udalo sie i to dosc szybko.
Ale! Jak zawsze jest: ale. Tak sobie siedze na poboczu, czytam, co jakies 5 - 10 min wstaje i macham reka na wszystko co sie porusza, taki tam ruch maja... Az wreszcie mysle: "znajde jakis karton i napisze na nim prosbe o podwiezienie", ku memu zdziwieniu dosc szybko w pobliskich krzakach, znalazlem karton z napisana na nim literka: E. Mysle pewnie napisali: "Please" ale tylko "e" sie uchowalo.
No nic, wyrzezbilem swoim markerem: "Could you lift me? Thanks :)" Sobie mysle: "psychologicznie ich podejde..."... I tak siedze, szczerze sie na poboczu do aut, pokazuje karton... I nic...
Po jakis 2 godzinach mysle sobie: "a znajde kolejny karton, moze napisze cos nowego, a jak juz bedzie zle, to mega rozczulajace Australijczykow: "please water".
Ide w krzaki, szukam. I eureka! Znalazlem karton z brakujacym: "plea..." ("s" gdzies wcielo), mysle sobie: "jest git!' Znaczy ze ktos tu juz lapal stopa" (jak bym tego wczesniej nie mogl wydedukowac nie?:).
Odwracam na druga strone, patrze i mysle: "O k***a, to chyba nie jest jednak najlepsze miejsce (i miasto na stopa)..."
Kto juz sie domysla co zobaczylem na odwrocie? Kto jeszcze nie wiem, niech zobaczy zdjecie :)
pozdro
P.