Witam ponownie,
a wiec to bylo tak...
Ostatecznie po chyba szesciu godzinach oczekiania na stopa w Port Hedland z Davem, o ktorym juz pisalem, udalo sie! Eureka! Zatrzymala sie para backpackerow: Niemka i Francoz. Tak wiec, jak wsiadlem do auta, to o niczym innym nie myslalem tylko o odpowiednim dowcipie opisujacym nasza trojke. Ale, po pierwsze zadnego nie pamietalem, a po drugie w tych wszystkich dowcipach, Polacy sa najlepsi, a inni to skonczeni idioci, a ze ja nie mialem ochoty rozgniewac moich wspoltowarzyszy podrozy, ktorzy mogli by takowy dowcip zle odebrac, i tym samym wyladowac na srodku pustyni. Wiec siedzialem cicho.
Ostatecznie dojechalismy do Broome, gdzie spedzilem dwa dni w hostelu. Generalnie nic nie robiac, albo robiac conajwyzej - nieduzo. Plazy nie lubie, w oceanie rekiny a tutaj nawet krokodyle... Eeee...
Tak wiec, po dwoch dniac odpoczynku, postanowilem - ruszam. Zapakowalem plecak, dokupilem (jakbym mial za malo...) jedzenia, i z calym tym straganem, wazacym jakies 35 kilo, ide. Ide. Zar sie z nieba leje, ale przeciez nie bede lapal stopa w srodku miasta, Wiec ide.
Ostatecznie doszedlem do dobrego miejsca. Lapie. Kciuk go gory i ogien, usmiecham sie gupkowato. Coz innego moge zrobic?
Zatrzymala sie smieciarka. "Dobre i to mysle", Pani w srodku mowi, ze to niedobre miejsce i mnie podrzoci gdzies tam. OK.
Wysadzila mnie na oczywiscie jeszcze wiekszym zadupiu, ale dobre z tego ze z tego zadupia, czyli juz pare km poza Broome, auta jezdza tylko do Derby gdzie chcialem sie znalezc.
Siedze, czekam, czytam. Zar sie zaczyna lac, a to dopiero 11 czy 10 zaledwie! Siedze, siedze... Zatrzymuje sie wreszcie gosciu, taka malym 4x4. Starszawy gosciu imieniem Jim. Mowie mu o co chodzi. OK. mowi jedziemy.
Dojechalsmy do Derby, po drodze powiedzialem mu, ze mam plan zlapac stopa na Gibb River Road, do Kunamura: "Are you crazy or something?" Dlaczego oni wszyscy sie mnie o to ustawicznie pytaja? Kurwa, no normalnie nie wiem!
Ale nic, dojechalismy do miasta, Jim bardzo sympatyczny gosc sie okazal. Zanim mnie ostatecznie wysadzil na campingu, objechal ze mna cale Derby, co zajelo nam jakies 15 min. Taka to metropolia. Ale szczerze polubilem to miasto :)
Dojechalem do kampingu, rozbilem swoj maly zolty domek, i tak sobie siedze z zamiarem wyjechania jutro z miasta. Minal wieczor, minela noc, spakowalem sie, i dalej jak slimak z domkiem na plecach. Ide, ide, zar sie leje. Jakis gosc, Peter, notabene, widzac mnie biedaka, zatrzmal sie, zapytal co chce robic, odpowiedzialem, i znowu: "This is not a good idea mate". To juz wiem, i nawet wiem dlaczego, ale oni nie wiedza, ze mam w kieszeni tylko 160 baksow, wiec jakos inaczej niz na stopa tego nie widze...
Podwiozl mnie na skrzyzowanie, wysadzil i czekam. I teraz, problem polega na tym, ze Gibb River Road, to droga biegnaca przez niecaly 1000 km, posrod niczego, bez miast, co najwyzej jakies stacje po drodze. Ktora mozna pokonac tylko autem 4x4. I jak juz ktos tamtedy jedzie, i ma zamiar pokonac te droge to jego auto jest zapakowane jak sledzie w puszce i za bardzo nie ma miejsca. Ale jako sie rzeklo, tego co mam duzo, to czas wolny, a tego czego troche mniej... to nie ma sie czym chwalic. Wiec pamietajac sentencje z 4 pancernych, wypwiadana przez Janka: "Jest szansa, jesli przemkniemy wzdloz nasypu, i cos tam..." Kluczowe "jest szansa" zapadlo mi w pamiec, wiec probuje.
Generalnie nie ma co opowiadac, spedzilem tam caly dzien. Siedzac, lezac, czytajac, grajac na harmonijce za 8 dolarow (takiej raczej dla dzieci... :P), a ludzie przejezdzali, i przejezdzali. Jak sie ktos zatrzymal, to robil duze oczy, ale tez i pytal sie czy mam wode i takie tam, oczywiscie za mam wode, dlatego moj plecak wazy prawie 40 kilo...
Jak juz sie tam dostalem, to zadzwonilem do Jima, ze juz jestem na tym skrzyzowaniu i czekam. Tak wiec, jak on skonczyl swoja prace, to przyjechal zobczyc czy zyje. Ostatecznie zabral mnie z powrotem do miasta. Tyle bylo z mojego czekania.
Wieczorem, Jim zaprosil mnie na piwko do domu jego corki, skomplikowane sprawa... I tak sobie siedzimy, rozmawiamy, a czesciej ja siedze i prubuje zrozumiec. Ble, ble. W koncu dochodzi do tematu mojej podrozy, na co Kate, corka Jima mowi: "Ty mozesz podwiezc Piotrka do Kunamura przez Gibb River Road a potem wrocic do domu". Na co Jim: "Hmm. Tak, w sumie to moge".
I jak sie pewnie domyslacie, pojechalismy. Ale jak tam bylo, to najlepiej opisza zdjecia. A co sie dzialo... Ehh, nie mam sil na kolejny esej :)