Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Dzien 7, czyli: o co chodzi z ta blokada?
Zwiń mapę
2009
30
kwi

Dzien 7, czyli: o co chodzi z ta blokada?

 
Peru
Peru, Copal Urco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13319 km
 
(P.) Rano, w sumie troche zmeczeni jeszcze wyruszylismy w nasz ostatni etap wioslowania. Co prawda byla jeszcze rozwazana opcja ze poplyniemy z Santa Clotilde do Masan, ale chyba juz wtedy kazdy z nas wiedzial ze nie chce plynac dalej. Nawet ten Szalony Norweg, ktory co prawda mowil ze on moze, w tej swojej rudej dunskiej glowie uswadomil sobie, ze kolejnych 4 dni to sie nie bedzie mu chcialo wioslowac.
Ale. Tak sobie plyniemy z pradem jak to mamy w zwyczaju, zwierzaki schowane w jungli caly czas cos tam sobie pohrumkuja, nic szczegolnego. Wplywamy do kazdej wiekszej (czyli zlozonej conajmniej z 8 domow :D) w celu zakupienia jajek. Nie myslcie sobie ze co 5 minut przystanek, co to to nie. Co prawda pojedynczych domow to jest niemalo, ale takich duzych wioch to moze 20 na calej Napo... Tak czy siak, dotarlismy do Curray, w ktorej rzekomo mialo byc wszystko, bo to baza "zaladunkowa" dla rzeki Curray. Sie okazalo ze to baza, ale wojskowa... Panowie z bronia na molo czekaja, ale my niezrazeni wioslujemy, w koncu nic nie zrobilismy. Przywital nas taki niski czlowieczek (oni wszyscy sa tu... niewysocy), w krotkich spodenkach i klapeczkach, jeszcze mu tylko hawajskiej koszuli brakowalo... I prosi nas o paszporty. A ja do niego wale ze chce gadac z szefem tego czegos bo chcemy kupic jajka. Na co on, ze sklep zamkniety, a tak w ogole to niczego teraz nie maja bo: "esta paro", czyli blokada. A tak w ogole to on jest dowodca tej placowki. Ta, jak on jest dowodca to ja jestem kolumb. Gosc nie wygladal nawet jak cwierc oficera w tych japonkach... Ale nic oddal nam dokumenty i na odchodne mowi ze nas nie puszcza przez blokade. Myslimy sobie z Karolem po polsku: "co on tam pier...niczy? kogo nas? kogo jak kogo, ale zeby nas? nieee." Pewnie Ruhne sobie to samo myslal tylko, ze po dunsku, ale reki to ja sobie za to uciac nie dam :)
No nic. Zajelismy miejsca w canoe i dalej z pradem... Leniwie... Jakies moze 2 godziny minely a na rzece spotkalismy canoe z naszym przewodnikiem do jungli, Carlosem za "sterem", ktory tez sie akurat wybieral do Santa Clotilde. No nic fajnie ze nas pociagnie, sobie mysle, bedzie szybciej. W miedzyczasie Ruhne wykumal ze jeden z gosci na canoe Carlosa to jeden z organizatorow "blokady". Usmiecha sie, to mysle: problemow nie bedzie.
Nie minelo 5 minut, minelismy zakret rzeki, i co widze? W poprzek rzeki rozwieszony kabel, taki po jakim u nas np. kolejka na Kasprowy wjezdza. Na nim rozwieszone perowianskie flagi. A na srodku rzeki stoi zacumowana dosc spora lodz, takze z flaga.
Na dodatek naprzeciw nas jak jakies psy goncze, jak wataha wilkow plynie chyba z piec "peke pekep" z flagami. Na nas. Zaraz nas otoczyli, rekami zlapali za stelaz naszego stateczku i holuja w strone duzego zgrupowania lodek u podnuza wioski...
Ja sie przyznaje, ze sie tak nieswojo czulem... Nie to zebym sie bal, ale takie tam cos mnie w brzuchu wiercilo...

Ale. Do rzeczy. Wysiedlismy na brzegu i taki nas gosc zaczepil i mowi ze do rejestracji mamy isc, do szefostwa czy jakos tak. Zapytalem sie czy on jest szefem tego burdelu, co potwierdzil. Jednak jak sie pozniej okazalo to wazny to on nie byl. Po drodze powiedzial ze zabronione jest robienie zdejc i ze nie ma przejazdu. Nic.
Wale do szefow, czyli plachty plastiku rozwieszonej na kilku patykach, oslaniajacej gromade mezczyzn siedzacych przy stole przed sloncem.
Starszy Pan w czpeczce (od razu wydal mi sie szefem) mowi, zebym zapisal swoje nazwisko, i nr paszportu oraz podpis. Wiec smajure w kajecie i zaraz sie pytam dlaczego nie mozemy przejechac i jak dlugo to potrwa. Chlop mowi ze nie przejedziemy bo oni blokuja. I koniec. Zawrzalo we mnie delikatnie i mowie mu ze nie mamy jedzenia, i tylko 2 i pol sola (o dolarach nie mialem zamiaru mu mowic). Mysle karmienie bialych zmusi nas do puszczenia nas. Na co on bierze monety i mowi ze nie ma problemu oni nam dadza jedzenie... Kur... Mysle sobie, ale te ostatnie sole zdazylem uratowac, nie bede przeciez ich jeszcze finansowal...
Drapie sie w glowe i mysle co powiedziec. W kolo sporo lodek, kobiety z dziecmi, mezczyzni. Slowem widac golym okiem ze Ci ludzie czekaja tu juz dosc dlugo! Niedobrze. Wiec mowie do niego, nie mozemy wrocic bo nie mamy silnika! Na co on sie usmiechnal tylko rozlozyl rece i tyle se pogadalismy... Bynajmniej nie wyganial mnie z lawki, ale ze nie mialem co tam robic to wrocilem do chlopakow zdac im relacje.
Karol powiedzial: a tam poczekamy 2 dni, Ruhne sie pytal ludzi ponoc po takim czasie puszczaja i poplyniemy (sie potem okazalo, ze od 2 dni to oni nie puszczaja nikogo a nie ze puszczaja co 2 dni...). I poszedl spac, czy siasc sobie gdzies tam....
Ruhne natomiast, ze on to w sumie ich rozumie bo co maja innego zrobic? A poza tym yo on jest dziennikazem i takie sprawy go interesuja. A ze zdazyl sie juz zapryjaznic (w 5 min!!) z polowa wioski, bo sa przyjazni. To moze tu siedziec i 5 dni jeszcze. Ja jebie, sobie mysle...

Mysli rozne klebily mi sie w glowie przez jakies 15 min, wreszcze wykrystalizowalo mi sie ze jestem okropnie zdenerwowany. Jak to do h**a p**a k******a ktos mi zabrania splynac rzeka?! A dlaczego?! To ja im przez siedem dni jak sie da butelki z tego scieku wybieram co by je w wiekszym miescie wyrzucic, a oni mi nie pozwalaja sie przeprawic?!
Goraca krew powstancow listopadpwych, styczniowych i innych zawrzala w moich zylach. To oni walczyli za moja i dla mojej wolnosci dzisiaj, zeby mi jakis peruwianczyk zupelnie niezgodnie z prawem zabronil przeplyniecia rzeki?! Ale sie zdenerwowalem, jeszcze chwila i bym chyba wyszedl z siebie i stanal obok. Moj wzrok, az sie wstyd przyznac, blakal sie w poszykiwaniu jakiegos narzedzia zbrodni... Karol siedzial z boku i sie smial, bo tylko on rozumial te moje polskie "motyle nogi" calkiem glosno rzucane w powietrze... Jak ja nienawidze jak mi ktos zabiera choc kawalek, kawalatek mojej niezaleznosci i wolnosci wyboru robiac to niezgodnie z prawem... Ehh... Az sie nawet teraz poddenerwowalem. I to w cale nie jest smieszne.

Nie zastanawiajac sie dlugo postanowilem, ze jak oni moga protestowac, to ja tez. Zaraz tez zrobilem sobie liste opcjonalnych mozliwosci protestowania, z glodowka albo ustawicznym spiewaniem hymnu polskiego na czele. Ostatecznie skonczylo sie na tym, ze przez jakies 4 godziny siedzialem naprzeciw "dowodcow", jakis metr od nich i patrzylem sie kazdemu w oczy bez zadnego grymasu twarzy az odwracali wzrok albo odchodzili wrecz od stolu ale to mlodsi raczej, na malym (ich z reszta) krzeselku i staralem sie narysowac ich twarze. Na poczatku jeden z nich chcial mi zabrac moj notesik na co mu odpowiedzialem, ze nie bo to moje prywatne. Tyle sobie poprotestowalem. Czy to cos dalo? Chyba nic poza watpila satysfakcja...


Jak wrocilem do lodki zaczalem obmyslac plan ucieczki. A co. A to w nocy, a to odciac. Potem z Ruhnem, kombinowalismy jak by sie tu wymknac... A moze przez jungle... A moze splynac rzeka tak o... A moze ukrasc komus maczete (bo nasza ktos nam podprowadzil...) i tak jakis kilometr pòjsc w dol rzeki z plecakami i sobie tratwe zrobic...
Ale najlepsze co wymyslilem, i pewnie bysmy to zrobili. To poplynac samym canoe w gore rzeki, w w nocy sprubowac sie przesliznac z jakimis konarami drzew, ktorych jest niemalo.

Ostatecznie zostalismy uwiezieni w Copal Urco od godziny ok 11 w poludnie.

P.S. Jak by sie ktos zastanawial dlaczego tak po prostu nie sprobowalismy uciec to:
1. nie mielismy silnika
2. a oni mieli duzo "peke pekep"
3. nas bylo 3 (w tym Dunczyk pacyfista)
4. a ich 100
5. I ostatnie: wczesniej taka duza barca, "lancha" dla wtajemniczonych, probowala przeplynac. To zostala ostrzelana. Jak to powiedzial taki starszy Niemiec: "to nie strajk, tylko wojna domowa". Choc moim zdaniem to przesadzil. Bo w sumie to tak zle nie bylo.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
pomarancz4
pomarancz4 - 2009-05-03 02:29
a dzis urodziny ma moja kochana mamusia..nascie skonczone:) tak, wiec wszystkiego najlepszego!a ten prezent od taty, to na pol ze mna byl kupiony!:D :*
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-05-03 10:41
Dziękuję Ci bardzo,Karolku..:))):* ps. a co do prezentu...to Tata stwierdził..że Ty zawsze umiesz się, w życiu dobrze "ustawić"..;p:):) a tak poważnie..to najlepszym prezentem jest to,że odezwaliście się..:))))
 
mys2a
mys2a - 2009-05-09 01:28
Rudy nie daj sie!
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010