Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Coca - dzien 2, chyba ostatni :)
Zwiń mapę
2009
20
kwi

Coca - dzien 2, chyba ostatni :)

 
Ekwador
Ekwador, Coca
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12847 km
 
(P.) A wiec,
nie wiem dlaczego ale kazde miasto ktore odwiedzamy na poczatku wudaje mi sie niczym specjalnym (oczywiscie i tak jest samo w sobie specjalne: bo lezy w AP, bo jest wielkie np. Bogota, bo jest ladne np. Quito, itd...). Ale taka Coca na pierwszy rzut oka to na prawde nic specjalnego (w dodatku caly czas pada, od momentu naszego przyjazdu, czyli jakichs 30 h, padalo: czyli jak na nasze polskie standardy: lalo jak z cebra, 5 razy - tylu sie doliczylismy, a w nocy to nie wiem bo spalismy...).

A dzisiaj: zmienilismy hotel: 3 dol za noc. Taka troche nora, zamykana na klodke, jak piwnica. Ale jak dla mnie to tu wszystko jest takie same. Tzn. restauracja od kuchni na ulicy rozni sie tylko wygladem. Natomiast sposob przygotowania (albo przechowywania:) jedzenia jest taki sam: Pani robi cos raczkami, wszedzie biegaja karaluchy albo lataja jakies owady. Takie sa (chyba) tropiki i trzeba sie z tym pogodzic. A wrecz cieszyc sie tym :)

Wczoraj tez (jak widzicie na zdjeciach) sprobowalem lokalnego przysmaku, ponoc znakomitego na kregoslup (chyba..): larw palmowych... Pani sprzedawczyni (na ulicy oczywiscie) wyciaga z pojemnika z woda zywe larwy i nabija je na patyczek. I smazy. Czasem jeszcze zyja, i widac jak sie preza pod wplywem ognia. Zycie. Moge powiedziec tyle, ze taka larwa to nie chcialbym byc.
Jak to zobaczylismy z Karolem, to sie smialismy i niedowierzalismy jednoczesnie. Karol powiedzial ze musial by byc w ch... olere glodny zeby to zjesc. Ja natomiast, ze w zyciu trzeba wszystkiego sprobowac. Choc checi to nie mialem wielkiej. Zbieralem sie w sobie chyba z 10 minut. W koncu jakas popitke kupilismy (niestety tylko wode, choc z checia wychylilbym 100 na odwage...) i poszlismy kupic.
Zaplacilem 1 dolca. Wzialem te male, obrzydliwe w widoku larwy nabite na paleczke, swoimi trzesacymi sie palcami, i nie wiedzialem co robic?!
Karol (slusznie, jak sie za moment okazalo) doradzal zeby pojsc z tym gdzies na ubocze. Co by nie widzieli mojej porazki i aby nie urazic sprzedawczyni. Ale ja ostatkiem swojej odwagi mowie: a po co?
Usiedlismy z boczku, odkrecilem wode. I zabralem sie do konsumpcji...
Te larwy w dotyku takie mdle sa, (na pytanie jak smakuja Pani powiedziala: mayoneze, co troche zdradzalo jakiej sa konsystencji...), miekkie i troche jak guma. A ja myslalem ze beda chrupiace, jak w "Krolu Lwie"...
Zerwalem jedna, tak sie odrywala od patyczka powoli... Potem odrerwalem glowke. I wsadzilem do ust...
Poczulem takie male wloski, ktorymi obrosniete sa te male tluste cialka, tylko raz poruszylem szczeka chcac rozgryzc te larwe. Jak mnie nie wygielo, jak mnie nie odrzucilo. Przez chwile myslalem, ze razem z robakiem to poprzedni obiad Wigilijny wydale...
Dosc. Ja tez stwierdzam, ze musial bym byc w ch...olere glodny zeby sie skusic raz jeszcze. A moze potrzebuje wiecej czasu? Jak myslisz Lukasz? :P

Dzis natomiast od rana: czyli od ok 11, rozpoczelismy wedrowke po miescie. Tzn. poszukalismy szewca ktory przerobil by troche Karola plecak, co by byl bardziej praktyczny. Jak juz go znalezlismy to chyba z 2 godziny zabralo mi tlumaczenie co chce zrobic, i dlaczego pasek ktorego on chce uzyc jest niedobry. W trakcie jeszcze oczywiscie obslugiwal innych. Potem powiedzial, ze on nie ma takiego czegos. Wiec spytalem sie gdzie moge kupic. Powiedzial nazwe sklepu i gdzie jest wiec wale. I sie skonczylo tym ze odwiedzilem kolejne 5, gdzie rzekomo bedzie a i tak nie kupilem...
Wrocilem do szewca, powiedzialem ze nie moglem sie dogadac, jeszcze raz pokazalem mu dlaczego material ktorego on chce uzyc jest zly. Tym razem sie zgodzil ze mna. Wsiadl na motor, nie minelo 5 minut jak wrocil z dobrym paskiem.
Aha, jak przyszlismy do szewca to jego zona miala rozciety palec i krwawila jak cysterna. Troskiliwy maz nie majac nic pod reka chcial jej przewiazac rane taka guma jak sie uzywa do np. majtek czy cos. Jak to z Karolem zobaczylismy to postanowilismy sie zabawic w ostry dyzur, a ze akurat mielismy ze soba apteczke to przewiazalismy kobiecinie palucha plastrem. Oczywiscie dalej krwawil, bo musial skoro Pani szewcowa nie przestala naprawiac butow...

Potem obiadek, talerz surowki, z ryzem, miesem i taka fasolka jak u nas po bretonsku i picie za 2 dol...

Teraz czekamy na plecak. A zaraz ide kupic bilet na lodz. Gosc mial byc po 12, wiec przychodze po 13, domyslajac sie ze i tak sie spozni. Ale nie mial AKURAT czasu i zeby przyjsc za 2 h... Tranquillo...

Okazuje sie wiec, ze nawet w Coce mozna cos porobic :)

(K) dobra. mamy bilety na jutro na 6.30. Jesli nic sie nie zmieni (co wcale nie jest takie pewne) to jutro wyruszamy do Nueva Rockafuerte, stamtad jakas lodka do Pantoja (po pieczatke wyjazdowa z Ekwadoru) i dalej jakas lodzia do Iquitos rzeka Rio Pano, a potem kawalek Amazonka..niech Moc bedzie z nami:)

P.S. Juz nie musze pisac, prawda?:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (22)
DODAJ KOMENTARZ
Czarna
Czarna - 2009-04-20 23:19
Kurczaczki uważajcie na siebie...na węże i krokodyle i inne orangutany:/
bu
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-21 01:47
Masz pisać...i to dużo!!!:) Niech "MOC "ta najwyższa.. będzie z Wami..:*
 
staszek
staszek - 2009-04-21 22:17
Śliczna ta mała dziewczynka.,pakuj ją Karol, w ten naprawiony plecak i...przywoż do domu..:p Pewno wypłynęliście...oby,ten rejs był dla Was szczęśliwy...(jak wszystko do tej pory..) Trzymam kciuki...Nie dajcie się piraniom,anakondom itp..POWODZENIA !!! :)
 
czeszumski.com
czeszumski.com - 2009-04-22 05:28
Ja robali nie jadlem co prawda. No, tylko koniki polne w Kambodzy, naprawde bardzo dobre. Za to psa w Indonezji nie moglem przelknac. Mialem dokladnie takie odczucia jak w Twoim opisie. Doslownie mi sie to przypomnialo...
 
Kamila
Kamila - 2009-04-22 12:08
śledzę na bieżąco Waszą relację :)czekam na kolejne wpisy,trzymam kciuki za Was :)pozdrawiam serdecznie
 
ciocia Ala
ciocia Ala - 2009-04-22 20:31
Karol ..zawsze wiedziałam ,że masz odwagę....
Tym co teraz robisz...przechodzisz samego siebie...!!!!
Jestem dumna ,że mam takiego chrześniaka...Pozdrawiam i cała rodzinka trzyma kciukasy.....
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-23 21:42
Chociaż uprzedzaliście,że nie będziecie pisać przez kilka dni..to ja i tak codziennie, tu zaglądam...nie mogę doczekać się kolejnego wpisu..:) Wracajcie do nas jak najprędzej!!!
 
ciociAla
ciociAla - 2009-04-24 08:25
Ta cisza ...nie jest wcale a wcale przyjemna.....
Odezwijcie się:(
 
czeszumski.com
czeszumski.com - 2009-04-27 06:08
Oni podrozuja teraz przez dosc malo cywilizowane rejony - na statkach ktore sa bardzo powolne, albo czekajac na nastepny statek w malej wiosce gdzie nie ma internetu. To jest taki rejon swiata - i moze ta podroz jeszcze troche potrwac. Ja sam kiedys czekalem 2 tygodnie tylko na to, by moj statek odplynal! Nie trzeba sie denerwowac.
 
es
es - 2009-04-27 19:38
Dziekuje za poprzedni wpis:):)
Czas sie okropnie dłuży.

 
baranek
baranek - 2009-04-27 22:05
rudy żyjesz? dajcie chłopaki jakas notke;]
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-27 23:22
Dziś,mija tydzień..od ostatniego, Waszego wpisu...Karola kom.poza zasięgiem..:(( ale...poczekam cierpliwie, jeszcze następny tydzień...:) no, a potem..to już chyba,pojadę do Was..:))))
 
Czarna
Czarna - 2009-04-28 14:09
ale jak to...poza zasięgiem?...
ale...ale Karor bez komórki to nie Karor! ;p

Chłopaki daje Wam jeszcze 3 dni i wzywam milicje ;p

A tak poważnie - martwię się o Was, bu
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-28 20:06
Zgadzam się z Tobą "Czarna"..do Karola to nie pasuje, nie być "pod komórką"..:) ale..problemy z zasięgiem zaczęły się,zaraz po wyjeżdzie z Kolumbii...miejmy nadzieję,że już niedługo,dotrą do cywilizacji...:) tak jak z resztą , ładnie wytłumaczył nam to p.Łukasz Czeczumski..b.doświadczony podróżnik..za co bardzo dziękuję..:))
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-28 20:10
Czeszumski...:))
 
czeszumski.com.
czeszumski.com. - 2009-04-29 02:26
Plyna rzeka przez 700-800 km dzungli, po drodze tylko zapadle wioski. tam nie ma zasiegu. Pierwszy telefon czy email bedzie mozliwy dopiero w Iquitos. Nie ma sie co przesadnie martwic, chociaz moja rodzina tez sie martwi jak sie dlugo nie odzywam, wiec wiem, jak to jest.
na takich statkach jeden zaladunek potrafi trwac i kilka dni. To nie intercity ze wsiadasz jedziesz i dojezdzasz. Tam sie wszystko toczy jak u nas za Piasta.
 
dorotaczek
dorotaczek - 2009-04-29 18:28
Panie Łukaszu,,,dziękuję :))) cieszy mnie,że taki "wielki"podróżnik..też tu zagląda. Powodzenia życzę, zarówno panu..jak i naszym...synkom..:)
 
Cela
Cela - 2009-04-29 21:14
Chłopcy!!! codziennie do Was zaglądam i czekam niecierpliwe...
 
Czeszumski
Czeszumski - 2009-04-29 23:01
e, nie przesadzajmy z tym "wielkim podroznikiem". troche sie wloczylem po swiecie i tyle. Z Piotrem troche korespondowalem, dalem kilka porad "co i jak", a bloga sledze, bo sa tu fajne opisy - w tym z miejsc mi nieznanych. Dziekuje za zyczenia i pozdrawiam. Chlopaki za kilka dni powinni dotrzec do cywilizacji. Albo i dluzej - komunikacja w takich rejonach bywa bardzo nieczesta.
 
mys2a
mys2a - 2009-04-30 19:06
Czarna zwijaj menele! jedziemy po ich!
 
mys2a
mys2a - 2009-04-30 19:07
Czarna zwijaj menele! jedziemy po nich!
ps. zgadzam sie- Karror bez komory to nie Karror
 
Czarna
Czarna - 2009-05-01 19:14
Nooo, Dominika tak w sam na ten długi weekend się wybierzemy ;p
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010