Geoblog.pl    pomarancz4    Podróże    Ameryka Południowa    Medellin
Zwiń mapę
2009
14
kwi

Medellin

 
Kolumbia
Kolumbia, Medellín
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11915 km
 
(P.) Witamy ponownie, troche sie ostatnio dzialo: jungla, stare indianskie miasto, kraby i Grzesiek :) ale o tym przeciez pisal Karol. Ale. Ale, ja mam troche inna dla Was nowine. Stwierdzilismy z Karolem, ze nie jedziemy do Wenezueli i Brazylii, a wlasciwie to nie jedziemy nigdzie tylko zostajemy na Karaibach :P
A tak na powaznie, jak nie trudno sie domyslic powinnismy teraz byc gdzies w Wenezueli, i nie dawac znaku zycia z Canaimy, i upajac sie widokiem Salto Angel. Jakim wiec cudem znajdujemy sie z Medellin, ktore co tu duzo ukrywac, jest tak jakby w drugim kierunku?

Spiesze z wyjasnieniem. Bo tak :D

Po krotkiej, acz pelnej argumentow rozmowie, za i przeciw (wlasciwie to obooje szukalismy tych "za" dlaczego nie jechac do Wenezueli), doszlismy do wniosku, ze nie oplaca nam sie jechac ok 4000 km tylko dla 3 dni nad wodospadem i 7 dni na lodce z brazylijczykami (gadajacymi po portugalsku rzecz jasna...). Poza tym wysluchalismy wielu (to sie okaze czy madrych) porad innych ktorzy juz gdzies tam byli (czyli glownie w Wenezueli i Brazylii) i przychylilismy sie do ich zdania ze nie warto tam jechac :)

Tak wiec po tym krotkim wstepie. Jak to sie stalo, ze znalezlismy sie w Medellin? Po pierwsze, primo: to miasto, mniej wiecej, lezy po drodze do Ekwadoru dokad jutro sie udajemy. Po drugie, primo: ponoc zyja tu najpiekniejsze Kolumbijki w calej Kolumbii (czego ja nie potwierdzam, niestety...:/).

A jak to sie stalo ze tu sie znalezlismy? Otoz. W niedzielny poranek, zwleklismy sie ok 7.34 rano czasu kolumbijskiego z hamakow, slonce oczywiscie swiecilo juz w najlepsze, jak u nas w piekielnie goracy srodek lipcowego dnia... Po przepakowaniu zwarci i gotowi razem z Grzeskiem godzine przebijalismy sie, udeptanymi przez tysiace turystow, sciezkami przez jungle. Czasem zacieniona, czasem sloneczna, ale zawsze z towarzyszacymi w tle odglosami jakis zwierzat: swierszczy, motyli, papug, malp i calej reszty tego (prawie) rownikowego cholerstwa... Tak czy owak jakis czas potem znajdowalismy sie juz w malym busiku (maly wcale nie znaczy tak maly zeby nie zmiescilo sie w srodku IKS razy wiecej rzeczy i ludzi niz do tego sie nadaje, choc w zasadzie byl luksus) zmierzajacym do Santa Marty. Na miejscu szybko zaopatrzylismy sie w bilety do Medellin, i korzystajac z okazji, wolnej chwili i checi jakich posiadalismy czym predzej udalismy sie do Tatangi. Ta mala wioska zdaniem, glownie "bialych" z jakimi sie spotkalismy miala byc na prawde cool, jazzy i super, cokolwiek mialoby to znaczyc. Czyli taka troche oldschoolowa i wypasna. Ponoc.

Na miejscu pierwsze co (szczegolnie mnie, jako najbielszego z bialych, do dzis sie nie opalilem :D i jestem z tego dumny!), to przygniotl mnie zar lejacy sie z nieba. Iscie pieklo, wystarczyla tylko chwila bezruchu aby moje delikatne biale stopki wprost zaczely sie palic od tego wstretnego slonca. Bylo tak przerazliwie upalnie, ze nawet moj kapoelusik (BIALY) nie dawal rady. Jakby ktos nie wiedzial o co chodzi z tym BIALYM to przypominam o czyms takim jak albedo :P (madrala, wiem:P). Czym predzej wiec udalem sie do przyulicznego (a dokladniej: przychodnikowego) straganu gdzie Mila Pani przygotowywala soczek.
Co Wam powiem to Wam powiem: ale lod, woda i swieza marakuja, zmiksowane razem i podane w kubku z rurka to niebo w gebie, zwlaszcza w srodku tego piekla.

Potem zaczelismy szukac plazy. Skonczylo sie na 30 minutowym przejsciu przez niewielkie kamienne wzgorza. Ale ten upal... To nie bylo zwykle 30 min. To byla wiecznosc! Ja dotarlem do plazy ledwo zywy. Czym predzej wiec schowalem sie wiec pod dachem, gdzie przez dobra godzine wracalem (z Grzeskiem) do siebie. Karol za to na poczatku twierdzil, ze luz. On tak moze. Ale po jakiejs pol godzinie pluskania sie w morzu i wygrzewania na sloncu przyszedl pod dach i powiedzial, ze nawet dla niego to jest za duzo...

Aha. A jaka jest Taganga moim (i chyba chlopakow takze) zdaniem? Przede wszystkim GLOSNA, kazda knajpka przekrzykuje sie muzyka, o rozmowie przy stole to mozna zapomniec. Po drugie sucha i goraca. Zadziwiajace ze 20 km dalej na wschod ogladalismy niemalze amazonska jungle a tu: sucho, prawie zadnej roslinnosci, tylko jakies krzaki, wyschniete drzewa i kaktusy (sic!), na Karaibach!

Tak wiec po milym popoludniu w Tagandze, udalismy sie na dworzec w Santa Marcie, gdzie po jakiejs niecalej godzinie wsiedlismy do autobusu do Medellin. Jedyne co go odroznialo od poprzednich to temperatura. "Wreszcie" spotkalismy sie z prawdziwym klimatem w busam AP. Czyli bardzo zimnych. Jak dla mnie nie wiecej niz 13 stopni C. Powaga. Obudzilem sie ok 2 nad ranem a na szybach norlalnie woda! Bez spiwora nie da rady.

I tak dotarlismy do Medellin. Samo miasto, troche inne, bardziej bogate, z metrem, jak dla mnie taka mniejsza, bo tylko 3 mln mieszkancow, Bogota.

I tyle.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Michał
Michał  - 2009-04-14 16:12
przekszykuje , yhy xD
 
xxxxxx
xxxxxx - 2009-04-14 17:19
Prawidłowo Piotrek :) przekrzykuje..!!!
 
sikor
sikor - 2009-04-14 20:11
Pozdro Froń! Gratuluję i zazdroszczę. Czekam na więcej :)
Elo wariaty!
 
Michał
Michał - 2009-04-14 20:44
Spojrzcie w ktora strone podaza wzrok Karola na przedostatnim zdjeciu , a potem spojrzcie na jego twarz xDDD
 
bakuu
bakuu - 2009-04-15 20:19
noo no no kozokii dawno mnie tu nie byloo..i normalnie oczom nie wieże...tylkoo pozazdroscic..trzymajcie sie tam i poprosze o jakies fotki z latynoskami w towarzystwie KOLEJORZA..noo ewentualnie w tle mogą sie znaleźć dwa brzydkie bialasy..;p
 
 
pomarancz4
Karol&Piotrek Froń&Szczypkowski
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 108 wpisów108 512 komentarzy512 923 zdjęcia923 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
26.02.2009 - 02.04.2010