(K) Michal, jak pewnie zauwazyles usunalem poprzedni wpis zeby nie dodawac sobie kilometrow, mimo ze pomylka z lokalizacja nie byla celowa..;p Dopiero teraz mamy troche czasu zeby cokolwiek napisac, ale po kolei..jestem teraz w Cartagenie, ale najpierw opisze poprzedni dni, a potem dzisiejszy..
nasz pierwszy dzien w Bogocie dostarczyl nam tylu silnych wrazen, ze wydaje nam sie jakbysmy tu byli juz conajmniej kilka tygodni - tyle sie dzieje i tak szybko, ze powoli gubimy rachube czasu i nie wiemy jaki jest dzien..Adrianna oprowadzila nas jeszcze troche po miescie, pokazala biblioteke i musem Francisco Botero (cos jak nasz Rubens, tez takie kragle ksztaly lubil malowac..)Adrianna, okazalo sie, jest wolontariuszka w i raz w tygodniu, wraz ze swoimi znajomymi organizuje akcje pomagania bezdomnym. a wyglada to tak, ze kupuja bulki, ciastka, szykuja goraca aqua panele (jaki napoj rozgrzewajaco-energetyzujacy chyba..) i jada na miejsce zbiorki zeby to rozdysponowac. no i tak sie zlozylo, ze akurat tego dnia, gdy bylismy w Bogocie trafilismy na takowa akcje, no i chcac nie chcac (ale raczej chcac, bo proponowala nam bysmy pojechali do niej, jesli nie chcemy byc w centrum wydarzen...:)) wzielismy w niej czynny udzial. a wygladalo to tak:
najpierw udalismy sie do jakiegos hotelu, by zabrac przygotowane pojemniki na wspominana aqua panele, byly to takie metalowe pojemniki z szelkami, zeby sobie na plecach powiesic, z kranikiem zeby spuszczac ten napoj bogow..no wiec pojemnikow bylo 7. my z piotrkiem po 2 na plecy..haha potem dodam zdjecia, bo teraz zapomnialem kabla zabrac z hostelu, ale naprawde fajnie to wygladalo!jakbysmy szmuglowali koke przez granice..:p no wiec z tymi pojemnikami poszlismy do jakiejs restauracji, gdzie przyrzadzili nam ta aque..w miedzyczasie poszlismy z adrianna i jej kolezanka do pierwszego lepszego lokalu, gdzie wypilsmy sobie po cafce..ooo i tu fajny motyw: zatloczona ulica, pelno straganow, gdzie lokalsi sprzedaja zarcie, picie i inne pierdoly, no i pelno takich malych spelunek, gdzie mozna sie napic za tanioche..no a przed kazda taka knajpa stoi naganiacz. a co robi naganiacz? ano nagania klientow:) o nas sie bilo dwoch, kazdy cos tam belkotal tym swoim dziwnym slangiem i wrecz wciagal nas do swojego lokaliku..hehe, ale niestety wygrac mogl tylko jeden, wiec ten drugi ze smutna (naprawde!) mina odpuscil i poszedl szukac kolejnych klientow. za to ten ktory nas zwerbowal, pewnie potem naganial kolejnych klientow, mowiac ze u niego w lokalu siedza obcokrajowcy,a szczegolnie jeden taki rudy..;p no bo nie ma co sie oszukiwac, ale piotrek to jest tutaj lokalna atrakcja!no bo ma zupelnie inny kolor wlosow, opalony jest jak albinos, wiec wszystkie oczy gdy idziemy po ulicy sa zwrocone na niego! ja tutaj jestem prawie jak swoj, wiec nikt sie mna nie ekscytuje..hehe
no i jak ta kawe wypilismy to poszlismy dalej po ten napoj, przyszli jeszcze inni ludzie, lacznie bylo nas chyba ponad 20 osob i wszyscy razem na piechote przez cale miasto na plac Simona Bolivara, bo tam ponoc mieli byc Ci wszyscy bezdomni..ale okazalo sie, ze nie ma nikogo, bo sa gdzies indziej!nie wiadomo dlaczego..no ale to nic, z kazdego bagna da sie wyjsc. tak gdzies w przeciagu 30-40 min znalazla sie policyjna fura (!!), ktora zawiozla nas w inne miejsce, w taka mniej bezpieczna dzielnice, gdzie byli Ci wszyscy bezdomni..a wiec juz pierwszego dnia pobytu w Kolumbii jechalismy policyjnym autem!haha..zaladowalismy sie w 9 do , 5 osobowego auta i legalnie, lamiac przepisy pojechalismy:) na miejscu podzielilismy sie na grupy 4-5 osobowe, i ustawilismy sie w roznych miejsach. kazda z grup miala swoj pojemnik z aqua panela i kilka workow bulek i ciastek, nastpenie zaczely ustawiac sie do nas kolejki bezdomnych, w bardzo duzej czesci, byli to Murzyni. mi przypadla funkcja nalewania do kubeczkow napoju (po pol kubka, zeby dla kazdego starczylo) to jest niesamowite, jak Ci ludzie sie cieszyli gdy dostali kubek goracego napoju i malutka buleczke..albo jak dzieci dostaly malutkie opakowanie ciasteczek..zimno bylo juz wtedy, bo to bylo jakos po 21, a male dzieci biegaly tylko w krotkich spodenkach i rekawkach.coz zycie..
gdy juz wszyscy dostali po swojej porcji picia i jedzenia, to zabralismy sie do powrotu. no i tu pewien problem. aha w miedzyczasie zgadalem sie chlopakime, ktory ma dziewczyne z Polski i mieszka z nia w Kolumbii:) no i on mi wytlumaczyl, ze teraz czeka nas dluga droga do centrum miasta i to przez bardzo niebezpieczne dzielnice, wiec powinnismy sie trzymac razem..aha, fajnie, no dobra. jakies 15 minut trwalo organizowanie sie, ktoredy isc, a ktoredy lepiej nie..w ogole to organizowanie sie tych ludzi jest niesamowite!im sie nigdzie nigdy nie spieszy, pomalu, powoli, mañana..o tym jeszcze bedzie mowa..:) wiec wracamy do centrum, przez jakies rozkopana drogi, wokol pojedynczy bezdomni, ktorzy podbiegaja do nas jak tylko nas zobacza, bo wiedza, ze mamy jedzenie i cieple picie..co chwile sie zatrzymujemy, inni ida do przodu, nasza kolumna sie wydluza, robi sie niebezpiecznie, bo mielismy sie trzymac w grupie..w koncu dochodzimy do kolejnego duzego placu, ktory w dzien jest zatloczony bo odbywa sie tam targ, ale ze jest juz grubo po 22 to nie ma zadnych straganow, sa tylko bezdomni..chlopak mowi mi, ze tu nie jestemy bezpieczni, wiec powinnismy sie stad jak najszybciej ulotnic..no i faktycznie cos w tym jest, mijamy kobiete, na oko kolo 30 lat, ladnie ubrana, ale cala zakrwawiona, pobrudzona..okazalo sie ze przed chwila ktos ja skopal i okradl..dostala bulke i kubek napoju, nic wiecej nie mozemy dla niej zrobic;/ postalismy na tym placu jeszcze z 20 min, bo co chwile przybiegali kolejni ludzie, zeby zalapac sie na nasza pomoc..w koncu ruszylismy z tego placu w strone bardziej bezpiecznej dzielnicy, no i nagle jakby za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, znikneli bezdomni, wyglodzone psy, zrobilo sie spokojnie i bezpiecznie - ot wlasnie przeszlismy delikatna granice miedzy pieklem a niebem;) tu czesc ludzi rozeszla sie do domow, a inni postanowili pojsc gdzies potanczyc..jako, ze adrianna chciala pojsc do klubu no to my rowniez poszlismy, chyba bardziej z czystej ciekawosci, jak to wyglada tutaj w AP niz z potrzeby, bo wrazen jak na jeden dzien mielismy wystarczajaco..
wstep 10000 Peso, czyli jakies 4-5 USD..piwo, male, 3500 Peso, 1,5 USD, czyli podobnie jak u nas..ale np. u nas na scianie w lokalu gdzie sie chla wode i piwsko, i nie wiadomo co jeszcze robi nie wisi na scianie MAtka Boska! a tu tak..:)nawet przy wejsciu z biletem dostalismy jakies ulotki z MAtka Boska..fajnie co? muzyka? na poczatku byla podobna jak u nas, taka europejska, ale potem puscili taka typowo kolumbijska, skoczna, wesola..ale jak zobaczycie jak sie Piotrek bawil z Adriana! anita, sylwia, dominka, pieniazek, paulina, anka pamietacie piotrka za starych dobrych czasow a Gafie albo 13?! to dziesiec razy lepiej bylo teraz:D jest wszystko nagrane na tasmie, wiec przyjedziemy to se obejrzymy, bo kabarate jest nieprzecietny...:p tak kolo 24 zaczal sie koncert jakiejs lokalnej grupy, glosno sie zrobilo strasznie, i jakos tak niefajnie spiewali..;/ wiec niedlugo po tym zawinelismy sie do domu, oczywiscie taxa, bo tanio i bezpieczniej niz na piechote..
no a po drodze kolejne zaskoczenie..w nocy nikt nie zwraca uwagi na sygnalizacje! czerwone swiatla sa dla mieczakow..na zadnym z nich ( no moze na jednych) nie zatrzymal sie nasz kierowca..respect!;D w domu zjedlismy po ananasie na dobranoc i w kime..1 dzien w Ameryce Poludniowej nalezy zaliczyc do udanych