W 2003 roku wraz z kuzynem oraz dwoma innymi znajomymi pojechaliśmy do zamorskiej Szwecji prawie pod koło podbiegunowe. Zwiedzeni optymistyczną możliwością zarobienia tysięcy koron jechaliśmy szukać i zbierać "jutron" - czyli taka nietypowa szwedzka malina, dojrzała jest żółta i smakuje jakby była spleśniała. Ale Szwedom to smakuje... Ble...
Niestety jak to zwykle bywa po przyjeździe okazało się (już w Storuman, które notabene jest właśnie takim szwedzkim zagłębiem jutronowym), że na polu namiotowym jest kartka z napisem po polsku: "brak wolnych miejsc"... Dziwnym trafem niemieccy i holenderscy turyści wciąż przyjeżdżali i odjeżdżali ze Storuman. Było to spowodowane zwykłą niechęcią do Polaków oraz fakt że jeden Niemiec zostawi więcej euro niż 10 Polaków którzy przyjechali do pracy.
Ponadto dowiedzieliśmy się, że jutron to dopiero za 2 tygodnie się pojawi, a wcześniej nie ma co nawet go szukać, o czym (jak to podejrzliwi Polacy) przekonaliśmy się sami dnia następnego.
W związku z powyższym postanowiliśmy zaoszczędzić pieniędzy i koniec końców zamieszkaliśmy nad 4 co do wielkości jeziorem w Szwecji, z którego czerpaliśmy wodę i łowiliśmy ryby, szczególnie szczupaki. 2 tygodnie wylegiwania się nad J. Storuman w okresie lata subpolarnego (Słońce praktycznie świeci cały dzień, a zachód trwa od 20 do 6 rano:)), przerodziło się później w kolejne 3 tygodnie, tyle że już w pracy na bagnach w poszukiwaniu jutronu.